sobota, 7 marca 2015

urwa


poranek wstał słoneczny. "wiesz co, wezmę po śniadaniu sekator i poprzycinam wreszcie tę wiśnię". proszbardz. prastarą wiśnię dzielą może ze dwa metry od przewodów NN, więc przycięcie dobrze jej zrobi. jeszcze tylko rozegraliśmy partię monopoly na dobry początek dnia, wydałam lunch i postanowiłam złożyć swoje zatkane zatoki pod kołderką. w przelocie usłyszałam "chyba już wiem, jak te głogi wyprowadzić". proszbardz, sama widzę, że jakieś koślawe, a ostatecznie to dziki-ostańce*. "i róży by się przydało przycięcie, bo jak koszę trawnik, to mnie zahacza". dziką różę zabroniłam tykać, bo jeszcze mogą przyjść mrozy, a ja tam hoduję stado wróbli i gdzie by one bidulki spały, jak by mi ją przerzedził. więc róży nie, ale poza tym luz.

luz, bo ostatecznie linia demarkacyjna została ustalona już jakiś czas temu: twoje owocowe, moje ozdobne, twoje pole od północy, mój ogródek od południa. każdy wie, co wolno wojewodzie.

luz. luz? wstałam dwie godziny później wyciągnąć Juniorowi drzazgę. patrzę: jedzie moje szczęście przez trawnik, pchając taczkę pełną zieleniny. co mu się tak mogło zazielenić na początku marca, myślę. no bo chyba nie maliny, porzeczki, jagody czy aronie? że o jabłoniach ani o orzechach nie wspomnę.

nie, wziął uchabział prawie przy ziemi moje półtorametrowe ogniki. zupełnie niejadalne. rosnące od strony południowej. którem od trzech lat pracowicie wyciągała w górę, bo mają tendencję do wypuszczania pędów pokładających się na gruncie. i to co ja przez trzy lata wychuchałam, wziął i wyciął. "żeby się zagęściły". urwa! a może ja je nie bez powodu tak gęsto sadziłam? żeby się nie musiały zagęszczać.  czy ja się komuś wtrącam, które gałęzie wiśni wyrąbać? urwa! urwa! urwa!

normalnie serce mnie boli. bym się herbaty na uspokojenie napiła, ale mam tylko to błoto z liptona. urwa!



* rośliny ocalone ze sadu, który kiedyś szumiał w miejscu, gdzie dziś stoi kochany domeczek. wyraźnie widać, że nie raz je traktowano kosą i ogniem, więc sekator  nie zdoła im zaszkodzić. nawet najbardziej entuzjastycznych rękach.


Brak komentarzy: