czwartek, 10 sierpnia 2017

odhaczone


no i mamy pomyślnie załatwione uświadomienie Juniora w kwestiach menstruacji! bardzo elegancko wyszło i mogłam się w ogóle nie denerwować (niestety wspomnienia o nieszczęsnym przebiegu własnego uświadamiania mocno mi wchodziły w paradę i się przejmowała, jakbym nie wiedziała, że moje dziecko ma matkę lepiej wykształconą i mniej skrępowaną ludzką fizjologią niż ja, ech).

nigdy bym nie przypuszczała, ale w temat zgrabnie nas wprowadził niejaki Bob Gąbka Kanciastoporty, zamieszkujący Bikini Dolne, oraz nieznany mi bliżej jutuber (czyli postać zajmująca w juniorowym mniemaniu taką pozycję na drabinie autorytetów jak papież, Ironman czy google), który wysnuł teorię, jakoby wspomniany Gąbka był w  rzeczywistości... tamponem. autentiko, sama bym tego przecież nie wymyśliła. zapoznana przez Juniora z tą śmiałą teorią, zagadnęłam niby-od-niechcenia, czy wie, o co chodzi z tymi tamponami, a że nie wiedział, to się dowiedział. i gotowe. zdobyłam sprawność "Matka-Uświadamiająca" i mogę bez wahania wypisać Juniora z PDŻetu. nie będą mu tam pierdół opowiadać o szkodliwości antykoncepcji, jedynie słusznej orientacji, potworze zwanym Dżenderem i innych prawicowych koncepcjach dorównujących spójnością logiczną teorii kreacjonizmu.


środa, 9 sierpnia 2017

piszcząca żmija na łonie


jeśli idzie o ludzi, to przyznaję, że gdybym miała gwarancję całkowitej bezkarności oraz nie miała paranoi powodującej, że słabo wierzę w jakiekolwiek gwarancje, to mogłabym ulec pokusie i wysłać na łono Abrahama kilka postaci z tak zwanej sfery publicznej. z nazwiska nie podam, bo jeszcze by media niezłomne wykryły kolejny spisek, a po co komu takie problemy?

ale jeśli idzie o faunę, to daleko mi do agresji. no może z wyjątkiem części owadów i pająków, ale primo owady i pająki to właściwie nie są prawdziwe zwierzęta. nawet nie mają zębów i kręgosłupa, pffff. secundo, ulegam tej agresji tylko na własnym terenie. czyli na przykład ubiję pająka w sypialni, ale już nie na krzaku malin. a tertio, to przecież w przypadku takich na przykład komarów to nawet trudno mówić o agresji, już raczej o indywidualnej i gatunkowej obronie własnej.

niestety, mój przychylny stosunek do fauny jest od kilku tygodni wystawiany na ciężką próbę.
regularnie, dzień w dzień od piątej nad ranem do dziesiątej przed południem. jakaś ptasia pizdeczka – która ewidentnie uczyła się ćwierkać od starego budzika z alarmem brzmiący jak jednostajne pi pi pi, który to budzik miał już bardzo słabe baterie, wobec czego piii wychodziło mu przeciągle i z dość nietypowym glissando od znośnego pi do nieznośnego pisku – przylatuje sobie popiszczeć pod oknem naszej sypialni z częstotliwością jednego glissandującego pisku na 3 do 5 sekund. mam nadzieję, że to jakiś gatunek odlatujący na zimę, bo na samą myśl, że wykarmiłam tę pizdeczkę na własnym ziarnie i kulach tłuszczu z suszonymi karaczanami, mam ochotę się prać po pysku za głupotę.

i tak dochodzimy do autoagresji!

piątek, 4 sierpnia 2017

takie tam


syn wrócił z kampy. jak już, to powinno z kampa, ale w młodzieżowym narzeczu jest mianownik kto? co? kampa. wśród kolegów na kampie miał Oktawiana i Amadeusza. a ja myślałam, że głupio się nazywali bracia przedszkolacy Iwo i Hugo. Oktawian z Amadeuszem zyskali u syna opinię głupich. ale jak mogliby głupi nie być? z takimi imionami?

lejdi Melisandre ma kapturek z mojej starej zasłonki. przyznaję, że na niej wygląda lepiej niż na oknie.