środa, 25 marca 2015

takie dwa



są takie dwa okresy w roku, że ciężko. dla człowieka mającego dziecka objęte obowiązkiem szkolnym rok oczywiście zaczyna się we wrześniu, zatem pierwszy z tych dwóch okresów to ostatnie sześć tygodni roku kalendarzowego. bo ciemno, buro, mokro, smutno, jeść się chce. bez przerwy. najlepiej tłustego.

w tych tłustych, wilgotnych ciemnościach człowiek wytraca energię słoneczną zapobiegliwie skumulowaną latem. i potem jest bezbronny jak dżdżownica na środku parkingu, kiedy nadchodzi drugi ciężki okres: przednówek. akumulatory już wyczerpane do cna. po pierwsze ciemnościami, po drugie (niekoniecznie swoimi) śpikami do pasa, po trzecie odgarnianiem śniegu, po czwarte nadmiarową tkanką tłuszczową spowodowaną tłustym jedzeniem... i normalnie to by mu się znowu chciało jeść, ale w tym roku ma imperatyw i embargo na orzeszki (które miały nie tuczyć, a tymczasem - wierutne kłamstwo! - tuczą). zatem w zamian by spał.

człowiek od tygodnia zasypia snem sprawiedliwego o 21.40. i wcale się rano nie budzi wesoły jak szpaczek (apropos, szpaczki już przylecieli. i pliszki. ale "naszych" bocianów nie widziałam. mogłam przegapić). budzi się niewyspany, w dni robocze o 6.40, a w weekendy trochę później, ale też niewyspany.

powinien być może wyjść na słońce, trochę obniżyć poziom melatoniny w szyszynce, czy coś. ale chwilowo nie może, gdyż - niech stracę, znowu się poużalam - niedawno w szybkiej serii przyjął kolejno antybiotyki, leki przeciwwirusowe oraz przeciwalergiczne, a wszystkie one miały w spisie częstych działań ubocznych pokrzywkę. więc ta dam! człowiek mający w perspektywie to spotkanie, co wiadomo, nie będzie się teraz dobijał, wystawiając biedną pokrzywkę na UVA i UVB, prawda.

no to zieeew i cześć pracy.









Brak komentarzy: