poniedziałek, 16 marca 2015

Si vis pacem, para bellum


a jeśli chcesz zrobić wrażenie na kobietach, szykuj się jak na randkę z wymagającym facetem...

- jezu, ale pani osiwiała - wyrwało się Dorotce, gdy w sobotę rano zasiadłam na fotelu przed lustrem.
- no, pani dorotko, strasznie. więc robimy kolor, tylko musi wyglądać cudnie, bo jadę na zjazd klasowy w dwudziestolecie matury. prawie same baby będą, rozumie pani?
- jezu, no!

niecałe dwie godziny później (po no, to u pani sobie nie postrzygę), kiedy moje piękne pukle zostały wysuszone i wymodelowane na szczotce, spojrzałyśmy z satysfakcją w lustro:
- jezu, i niech się pani nie przyznaje, że pani włosy farbuje. nikt nie pozna. jezu, ja pani polakieruję, niech pani czapki nie zakłada! (i rozpacz w oczach, bo jednak założyłam. bez jaj: zapalenie zatok, deszcz i 2,5 stopnia, nie?).

wprawiona w szampański humor zaproponowałam chłopakom, że "skoro już jestem taka ładna, to jedźmy na zakupy". marne uzasadnienie, ale jesteśmy wszyscy kryptofanami konsumpcjonizmu, więc co do zasady nie potrzebujemy ważkiego powodu, żeby jechać na zakupy.

w pierwszych trzech obuwniczych bryndza i brak zdecydowania. to może wejdźmy do mojego ulubionego sklepu z sukienkami? weszliśmy. pogłaskałam grochy na wieszaku i - jak gin! - wychynęła ku nam spośród regałów najlepsza sprzedawczyni sukienek na świecie (kryptonim operacyjny: Pani Gosia):
- w czym mogę państwu pomóc?
- właściwie to nie wiem - zaczęłam, po czym schodząc do konspiracyjnego szeptu wyjaśniłam - wie pani, jadę na zjazd w dwudziestolecie matury i nie wiem, czy wybrać coś z szafy (jakbym tak kurdę miała więcej niż dwie kiecki! ale brzmi nieźle, nie?) czy kupić sobie coś nowego?
- a mąż co mówi? - odszepnęła pani Gosia, zerkając nerwowo na A. i też głaszcząc grochy na wieszaku.
- żebym zrobiła, jak uważam - skłamałam, bo mówił, żebym sobie kupiła coś nowego. ale przecież nie będę jak ten minister obrony, co zakup rakiet zaczyna od ogłoszenia budżetu na wydatki. ma się tę odrobinę zmysłu handlowo-dyplomatycznego, kurza stopa.

uznawszy moją odpowiedź za zielone światło, pani Gosia przeszła do rzeczy:
- nooo, to musimy wyglądać elegancko, ale jednocześnie z zadziorem... pani ma fajną figurkę (jak na kogoś, kto zdawał maturę 20 lat temu) i to trzeba wyeksponować. a mamy akurat takie fajne promocje. 36/38?


kwadrans juniorowego stękania (ile mama jeszcze przymierzy tych sukienek?), mężowych wahań (ja nie wiem, jakoś tak mi się w tym zlewasz) i panigosinych kontrargumentów (ale jak żona założy cieliste rajstopy, to będzie świetnie wyglądało) później, wyszliśmy ze sklepu ze śliczną małą czarną. i od razu się okazało, że w następnym obuwniczym mają absolutnie idealne śpilki do kompletu. tylko mam taki problem, bo dodali mi do nich gratis łyżkę i szczotkę do butów - jak znam moją ojczyznę, to teraz trzeba to gdzieś ująć w deklaracji podatkowej, jako dochód...








2 komentarze:

Dżoana pisze...

Powiedz A. zeby Ci koniecznie zrobil zdjecia (jak dla mnie Ty zawsze wygladasz bosko, a tali zazdroszcze Ci notorycznie, pozytywnie zazdroszce- w sensie mnie mobilizujesz)!

Koleznaki z klasy na bank padna trupem, a jak do tego od niechcenia dorzucisz kierowanie 2 budowami, no 3 wlasciwie jak uwzglednic Gawre, i prace w renomowanej miedzynarodowej firmie, to od razu odgwizdza walkowera :) Kiedy Ty tam jedziesz?

wersja druga poprawiona pisze...

Ty jesteś akurat tak obiektywna jak
A ;)

jadę za 2 tygodnie, w jednym dniu mamy konkurs klawikordowy Juniora i moją imprezkę w dwóch różnych województwach. dobrze, że nie na podkarpaciu i w zachodniopomorskim.