środa, 30 września 2015

póki życia, póty nadziei, c'nie


mieliśmy wczoraj pt klientów na domek. bardzo mili państwo. pani przypadkiem wykonuje taki sam zawód jak ja. "chociaż głównie to mi tłumaczy, jak mam się zachowywać" - skomentował jej mąż.

nawet nie angażowaliśmy pana pośrednika do prezentacji, bo a) jakoś miałam takie beznadziejne wrażenie, że to kolejni apacze (terminologia zapożyczona od znajomych, co właśnie mieszkanie sprzedają. apacza można poznać po tym, że jego główną formą aktywności na rynku nieruchomości jest "a chodzę, a paczę") i b) jak myślałam, o jakich kolejnych nieszczęściach życiowych się dowiem, które na pewno na niego ostatnio spadły, to mi się robiło słabo (tym razem pewnie trafiłabym na pogrzeb babci...). tak więc ogarnęliśmy państwa samodzielnie z A. i było bardzo miło:
- w sumie wszystko co trzeba zrobić, to odświeżyć ściany. oczywiście zależy, jakie państwo kolory preferują. 
- te są idealne. dokładnie pod mój gust.
- kochanie, źle mówisz. ja się chciałem targować.
- aaaaa, sorki. no to... wie pani, te kolory (dramatyczna pauza) fatalne!
chóralne buahahahaha. i w ten deseń półtorej godziny.


wracając do przygotowań: niby miałam to beznadziejne wrażenie, ale jednak iskierka nadziei też mi się wciąż w sercu nieco tli, a tu okna brudne (normalnie bym tego nie widziała, ale w trybie sprzedażowym bardzo mi się wyostrza percepcja na tym punkcie). już jestem naprawdę niezła w tym myciu okien: chociaż to się wydaje niemożliwe, jestem w stanie umyć wszystkie w jedno przedpołudnie, a potem jeszcze ogarnąć sanitariaty i odkurzyć podłogi. sił mi użycza na kredyt nadzieja. tylko potem nadzieja żąda zwrotu z odsetkami. co tu dużo gadać, auć, mój biedny łokieć.

a teraz nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że państwo po zakończeniu rekonesansu (co im może zająć tydzień lub dwa) dojdą do jedynie słusznego wniosku, że chcą mieć nasz dom i przestaną z tym głupim targowaniem się, bo nas to donikąd nie doprowadzi.


Brak komentarzy: