środa, 23 września 2015
AAA szarego kocura oddam w dobre ręce
Budda aka Filip aka Filander wraca do zdrowia i jeśli jeszcze ma trudności z przemieszczaniem się, to z wrodzonej nieśmiałości oraz przejedzenia.
zabrałam go wczoraj na wybieg. przesadzałam kwiatki, więc myślę - niech połazi po trawniku. ale leniuszek usadowił się między doniczkami. i zaraz obok zmaterializowała się Likaonica z opuchniętym nosem (ale już mnie opuchniętym, dostaje antybiotyk). mimo że Fikander starał jej się przypodobać żałosnym popiskiwaniem (już umie!), został osyczany z pół metra, po czym na wszelki wypadek powiedziałam Likaonowi, że to nieładnie i niech da spokój.
zaraz potem zjawiła się Princzipessa - jak wiadomo, wszystkie koty mają wbudowany tryb pasterski i lubią pilnować ludzi przy robotach w plenerze - która oceniła Buddę złym okiem, ale nic nie powiedziała. kocur ewakuował się między moje stopy, ale że musiałam po coś tam pójść, odstawiłam go delikatnie pomiędzy doniczki. po chwili wracam i kucam przy worku z ziemią, a Princzipessa biegiem tyr-tyr-tyr ładuje mi się między stopy - dokładnie tam, gdzie chwilę wcześniej był kocur - i wymownym spojrzeniem informuje go, gdzie jest jego miejsce, a raczej: które miejsce nie jest jego.
ponieważ Princzipessa jest za duża, żebym mogła kucać z nią między stopami - trochę się czułam, jakbym ją próbowała ujeżdżać - musiała się przesunąć, ale niedaleczko. i tak, gdy po chwili A. wyszedł spytać, jak mi idzie, zastał mnie otoczoną przez trzy siedzące w równych odstępach koty, rzucające sobie nieprzychylne (w dwóch przypadkach) i zdziwione (w jednym najmniejszym przypadku) spojrzenia. kocia królowa i dwór.
wrzuciłam Fikandra na olx. będę się z nim rozstawać z ciężkim sercem, ale naprawdę nie ogarniemy go logistycznie. już teraz nasze wyjazdy na święta itp. przypominają zwijanie obozu cyrkowego.
bym zapomniała!
ostatnio klasa Juniora rozmawiała o różnych zawodach i specjalizowaniu się w różnych rzeczach. i Junior doniósł, ze sporą satysfakcją, iż pani podała przykład jego mamy - czyli mnie, c'nie - jako osoby specjalizującej się w tym, w czym się specjalizuję. i na to cała klasa kolegów i koleżanek zrobiła wielkie "jacie! Junior, to twoja mama naprawdę jest tymatym? jacie!" i Junior się pławił do końca lekcji w rówieśniczej zazdrości, że ma taką specjalizującą się mamę. może mi przestanie zadawać pytania w stylu: mamo, czemu ty masz taką głupią pracę? mamo, a nie nudzi ci się tak pisać przy tym komputerze? mamo, a nie wolałabyś być nauczycielką albo kierowniczką hipermarketu? (Junior uparcie wierzy, że kierownik hipermarketu jest jak udzielny książę, który sobie może w każdej chwili wejść między dowolne regały i wziąć "na zawsze" nerfa albo czekoladę z orzechami). chyba narysuję laurkę dla pani wychowawczyni normalnie ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz