środa, 16 września 2015

przypowieść o kotku


nie tam, żebym bardzo chciała ojczyzny bronić przed zachodnimi zarzutami, ale weźcie.

weźcie przygarnijcie kotka ze śmietnika. taki kotek - oprócz tego, że zapchlony i z zaropiałym oczkiem, półdziki i nieokiełznany, to jeszcze – zamiast dystyngowanie podjadać co pół godziny – żre, ile widzi, a potem wymiotuje. i mało mu tego, co dostaje do miseczki. włazi na stół, przewraca kubeł, wylizuje talerze w zlewie... no nie wytłumaczysz. co z tego, że od tygodnia dostaje regularne, zbilansowane posiłki. on tam swoje przeżył i swoje wie. i tak mijają miesiące, rok i drugi. przy dużej konsekwencji opiekuna kot w końcu zapomina śmietnikowy schemat i zaczyna się zachowywać w bardziej cywilizowany sposób, ale to musi potrwać.

otóż patrząc globalnie, to Polska jest takim śmietnikowym kotkiem. od dobrych kilkudziesięciu pokoleń oczka nam ropieją, zbieramy kopniaki i jak widzimy żarcie, to się nie rozglądamy na boki, tylko jemy na zapas. owszem, zaczynaliśmy jako wyczesany pers na kanapie życia, ale kiedy to było?! chyba za Jagiellonów i Wazów. a jak wylecieliśmy pod śmietnik, bo przyszły zabory, to ktoś się przejął, bo nie pamiętam? potem czasami dawaliśmy się nabrać, że będzie lepiej, jak nas ktoś pogłaskał, na przykład Napoleon, ale co do zasady - nie było. w ogóle lubiliśmy wierzyć, że jak nas ktoś głaszcze, to już COŚ ZNACZY. a potem się dziwiliśmy, jak nam "sojusznicy" w '39 nie pędzili z pomocą albo nami handlowali w Jałcie, mimo że przecież "nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak niewielu" itp.

ale nastąpił przełom. w 2004 zostaliśmy przygarnięci przez dobrą Panią Unię, która nas zabrała spod śmietnika i postawiła przed nosem miseczkę pełną mleka (czytaj: dotacje unijne), to i chłepczemy. tylko ta pani taka foszasta, trudno się przy niej poczuć do końca bezpiecznie. bo niby kici kici, ale zaraz "straciłeś, kotku, dobrą okazję, żeby milczeć", kiedy kotek próbował prowadzić samodzielną (choćby i głupią) politykę zagraniczną. a z kolei kiedy kotek oczekiwał "wspólnej polityki energetycznej" albo "wspólnej reakcji na wydarzenia na Krymie", to głównie słyszał "ojtam ojtam, o co tyle hałasu" i "nie możemy działać pochopnie". tak że kotek wreszcie skumał, że jak słyszy o solidarności narodów, to powinien być raczej pragmatyczny jak Brytyjczycy, niż entuzjastyczny jak.... no sama nie wiem. mały entuzjastyczny kotek?


to po pierwsze. a po drugie: nie można przez dziesiątki pokoleń budować narodowej tożsamości na hasłach, że myśmy Mesjaszem narodów łamane przez przedmurzem chrześcijaństwa, a potem od tego narodu wymagać, żeby nie był paranoiczny łamane przez ksenofobiczny. albo to, albo schizofrenia. bez żartów.



Brak komentarzy: