piątek, 2 października 2015

wchodząc w zbędne szczegóły. albo nie.


szarego kocura oddam - wciąż, jeszcze, znowu - w dobre ręce.

albowiemż "właściciel", nad którym słusznie nie chciałam się rozwodzić, gdym o nim ostatnio wzmiankowała, doprowadził Bulgota (aka Fikander, Budda... co tam kto zapamiętał) do stanu poważnego odwodnienia i lekkiego przeziębienia. ale się mały doturlał do naszego tarasu i został wzięty pod opiekuńcze skrzydła. takiego wała, że go znowu odniosę.

chwilowo mam więc trzy koty, z których dwa piszczą z zazdrości, a trzeci bulgocze (optymistycznie zakładam, że jest to etap pośredni między syczeniem i warczeniem z jednego końca skali kocich odgłosów a mruczeniem i zdrowym kocim miau-gadaniem z drugiego końca). Siostrze już zapowiedziałam, że jak nikogo innego nie znajdę, to ją Bulgotem uszczęśliwię. protestuje, ale dość słabo, więc może się uda...?

pewnej pani z jednego z dużych półwyspów na kontynencie Ameryki Północnej (Kalifornia? Jukatan? słaba jestem z geografii) się nasz dom podobno spodobał. się uprasza o trzymanie kciuków. i może by ktoś chciał szarego kocurka? fajny jest. trochę się na ludziach zawiódł, więc aktualnie nieco wystrachany, ale fajny. anybody?

Bulgot:

























Bulgot z Likaonem:

Brak komentarzy: