środa, 7 października 2015
wiersz biały
ale w modnej bieli łamanej lub brudnej. taki off-white. prawie szarość.
idzie jesień
żyć mniej chce się
tak nie mam nic do napisania, że aż dziw bierze. to nic się nie dzieje? no coś tam się dzieje, ale takie to dzianie niefotogeniczne...
czytam Bez litości Jamesa Scotta i zgadzam się z recenzentem: jest jak u Hitchcocka. zaczyna się od trzęsienia ziemi (zima u schyłku XIX wieku, północ stanu Nowy Jork. po czterech miesiącach pracy w mieście matka, brnąc przez śniegi, wraca do farmy na odludziu z prezentami dla pięciorga dzieci. na miejscu zastaje dom dziurawy jak rzeszoto od kul i zwłoki męża oraz czworga dzieci), a potem napięcie rośnie (i ja się boję czytać dalej, bo mam wrażenie, że wszystkich spotka coś złego, a chociaż wiele wskazuje na to, że właściwie prawie wszyscy zasłużyli na karę, to i tak się boję).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz