potentegowało się z aurą: jeszcze miesiąc temu były upały, a tu nagle mróz. u Mamy wczoraj padał śnieg, a dziś rano jeszcze leżał w ogródku - nie miał od czego stopnieć. i to bardzo niedobrze, bo jest susza, więc te parę mililitrów wilgoci na metr kwadratowy bardzo by się przydało.
u nas też zasadniczo susza, chociaż nad ranem nieco popadało. akurat na tyle, żeby na ulubionej przez koty grządce glina rozmokła w stopniu gwarantującym przyklejenie się do łapek biegnących zwierzątek, dzięki czemu udało im się zrobić brązowy gliniany wzorek na tarasie oraz od drzwi do misek (potem zostały przechwycone i wykąpane. koty, nie miski. pomimo głośnych protestów. w sumie nie wiem, co gorsze: siarczyste mrozy od połowy października czy długa dżdżysta jesień z regularnym praniem dwóch futrzaków).
co jeszcze... klawikord: coś około tuzina setek. kurs gry na klawikordzie: po 20 peelenów za godzinę lekcyjną. głębia irytacji przy codziennym zaganianiu Juniora do ćwiczeń: niezmierzalna. ale to uczucie, gdy proponuje "mamo, ja będę grał zwrotka - refren - zwrotka - refren, a ty śpiewaj, dobra?" i wykonujemy w duecie na całe gardło Gimme Gimme Gimme: bezcenne!
co jeszcze... jak wyglądają trzy pudełka klocków po godzinnym starciu z osobowością prawie-obsesyjną? ano mniej więcej tak:
i niech mi teraz spróbuje city/ninjago wymieszać z hero factory - ze skóry obedrę! (najtrudniej się wciska ludzikom dłońki w nadgarstki. dopasowywać garderoby i wyrazów twarzy nawet nie próbowałam. jakbym była całkiem obsesyjna, to bym musiała, nie? zawsze to jakaś pociecha).
uau, ależ jestem multimedialna ;P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz