środa, 21 października 2015
żal
wyobrażam sobie, że szkolenie polityka przed debatą wygląda tak, że mu jeden spindoktor z drugim tłumaczą: słuchaj, jak padnie niewygodne pytanie, to przez 50 sekund opowiadaj, jak to wszyscy oponenci kłamią, a tobie się ostatnio emerytka z radomia skarżyła na kolejki do dermatologa. potem zasygnalizuj, że nasza partia wie, jak rozwiązać problemy prawdziwych ludzi, a potem to już będzie gong. nie martw się, że mówisz nie na temat i ktoś sobie może pomyśleć, że masz wszystkich w dupie. przecież nie masz (takiej wielkiej dupy). najważniejsze, żeby pokazać, że znasz ludzkie problemy i masz dobre chęci. to się dla ludzi liczy. potem taki jeden spindoktor z drugim idą do działacza, który im tłumaczy: słuchaj, zrobiłeś to, co trzeba było, aby wywiązać się z powierzonego ci zadania. przecież to nie twoja wina, że polityk mówi, że wie, jak rozwiązać problemy prawdziwych ludzi, a potem ich wcale nie rozwiązuje (bo ma je w dupie... chciałem powiedzieć: w planach na kolejną pięciolatkę). najważniejsze, że uczciwie zapracowałeś na swoje wynagrodzenie. potem taki działacz idzie do swojego terapeuty, który też go jakoś pokrzepia. i tak dalej - taki łańcuszek... ale gdzieś na samym końcu powinien siedzieć jeden koleś (raczej nie sądzę, aby to była koleżanka), coś jak mistrz masoński łamane przez master of puppets, który nie ma nikogo, kto mógłby podjąć próbę usprawiedliwiania jego brzydkich uczynków i zostaje mu tylko picie wódki. w samotności. (niestety jest to bardzo dobra jakościowo wódka, po której nawet kaca sukinsyn nie ma).
tak więc jeśli chodzi o wczorajszą debatę to ogólnie żal. pytania były beznadziejne - bo jak ocenić pytanie o to, z kim wejdziecie w koalicję? do kogo była adresowana ta debata? bo ja w swojej naiwności myślałam, że do wyborcy, który chciał poznać poglądy i programy partii w pigułce. a widać dziennikarze uznali, że debata ma głównie posłużyć im do lansu i rywalizującym politykom do rozpoznania gruntu. zresztą - jak zwykle - pytania politykom nieszczególnie przeszkadzały, no może antysystemowemu piosenkarzowi, bo on za późno wpadł na to, że przecież kto mu zabroni na pytanie o wizję służby zdrowia odpowiedzieć wyliczeniem koniecznych zmian konstytucyjnych.
gdybym miała wskazać jasne strony (bo postanowiłam wszędzie szukać jasnych stron), to tak: premiera miała ładną garsonkę; nikt się nie spytał pana z razem, czy to jest aby polskie nazwisko; jakby tak wyciąć wypowiedzi korwikiego, to można by dojść do wniosku, że język debaty publicznej się nam wziął i poprawił; przedstawiciel ludowców wygląda jak Flintstone (!) i kiedy udaje "głos rozsądku" jest tak samo jak Flintstone zabawny. tyle. ja nie mam na kogo zagłosować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz