piątek, 12 czerwca 2015

nie bądźmy przesądni


dziś rano koty kochały mnie na wyścigi. obie chciały na rączki, obie obcierały się o nóżki. obie nie odstępowały mnie na krok (a miski i brzuszki miały pełne, więc odpada prymitywna motywacja typu "przypomnijmy jej, że nas ma, to szybciej da jeść"). nie wiem, doprawdy nie wiem, dlaczego przyszło mi do głowy, że pewnie czują, że niedługo umrę i chcą się mną na zapas nacieszyć...

owszem, jestem letko podenerwowana, bo przyszedł piątek, a Lolek nic. sąsiedzi się pytają, czy nadal będziemy sąsiadami, (a ja wzruszam ramionami) bo okazuje się, że robił bardzo dokładne badanie środowiskowo - na okoliczność zalet i wad sąsiedztwa oraz naszych powodów do sprzedaży nieruchomości (że niby sąsiedzi wiedzą lepiej niż my sami?) - i teraz fakt, że wystawiliśmy Domek na sprzedaż jest lajtmotiwem sąsiedzkich ploteczek jak ulica długa (raptem pięć domów po każdej stronie, pffff).

nie wiem, nie wiem, może nie powinnam tracić nadziei i dać Lolkowi więcej czasu (czyli niby się nie denerwować?), bo sąsiedzi* mówią, że sprawiał wrażenie żywo zainteresowanego. może ogląda inne nieruchomości i utwierdza się w przekonaniu, że nasza albo żadna? albo czeka na odpowiedź doradcy kredytowego? 

a ja się tak łatwo daję zepchnąć z wierzchołka sinusoidy nastroju i znowu sunę od nadziei do frustracji.

muszę koniecznie popracować nad tu i teraz, zamiast znowu myśleć o wtedy i tam. w tej intencji wetknęłam w ziemię nasionka dyniowatych. jak nie wykiełkują, to mają u mnie minusa.

jak się rozmnaża różę parkową? można chałupniczo? mam taką jedną piękną, a nie pamiętam nazwy, więc nie dokupię takich samych - muszę samodzielnie wyprodukować.

* przy okazji wyszło, że musimy się sąsiadom wywdzięczyć – za to, że nam wystawili dobre świadectwo i laurkę – przy grilu i flaszce. lubimy grila, lubimy flaszkę, lubimy sąsiadów, ale niekoniecznie w jednym zestawie. no trudno, w dorosłym życiu zdarzają się gorsze rzeczy... (chociaż nie tak znowu dużo).

Brak komentarzy: