czwartek, 7 maja 2015

to już oficjalne: pies muchę zjadł


jak donosi mały ptaszek, klienci wybrali dom brzydszy i mniej funkcjonalny, ale za to większy. bliżej Miasta, ale za to w okolicy z najwyższą przestępczością. Junior stwierdził, że jest na nich zły i wcale go nie pociesza fakt, że my wiemy, że im tam będzie gorzej, niż byłoby im tu ;) (jeden plus, że tak się zachwycali obrazami A., że im z rozpędu obiecał, że je zostawi w cenie domu! byłam oburzona! muszę go pilnować, żeby przy kolejnych nie był taki rozdawny, bo doprawdy)

po miesięcznej przerwie żaba mnie ostatnio pokonała.

co tam jeszcze... zaczynam miewać wolny czas popołudniami! w domu i obejściu wszystko pięknie kwitnie i nie ma się co przesadnie pchać w chwasty; dziecko samodzielne - lata z kolegami po całych von Hrabiowitzach; z pracą wiadomo: nie ma co przesadzać. więc książeczka, leżaczek, tarasik. aż żal, że człowiek nie może uruchomić swoich talentów logistycznych na nowej budowie.

z tego wszystkiego odwiedziłam wczoraj Lorda Stannisa, czyli najlepszego murarza. akurat stawiał słupy przy wykuszu na zaprzyjaźnionej budowie. ekipa mu się rozrosła, naszą wymarzoną parteróweczkę łyknęliby chłopacy w 2 miesiące. zadeklarował, że zawsze mnie w grafik wciśnie, jak już będę mogła budowę zacząć. miły człowiek.

a jeszcze z babskich ploteczek: podobno magnez w tabletkach jest nieprzyswajalny i trzeba pić bardzo niesmaczny chlorek magnezu sześciowodny.



Brak komentarzy: