poniedziałek, 25 maja 2015

nooo, toś się narodzie popisał


gdy po wieczornym seansie Captain America* (3D) włączyłam wieczór wyborczy, przeszył mnie dreszcz. niby wiadomo, że co najmniej do wyborów parlamentarnych prezes, ups! prezydent, będzie trzymać Maciarewicza pod kluczem, ale daleko to do jesieni? i już nawet nie chodzi o to, że zaczną mierzyć brzozy. ani tym bardziej o to, że spróbują zrealizować jakieś "obietnice wyborcze" (buahahahahaha!). ja się realnie obawiam, że może jeszcze będziemy z A. brać na szybko ślub konkordatowy, bo wejdą przepisy, że bez tego nie można zawierać skutecznych czynności cywilnoprawnych, szczepić dzieci albo coś w tym rodzaju... serio, narodzie. ja rozumiem, że perspektywa zmiany wydawała się kusząca. ale serio TAKIEJ zmiany?



słaby, bo bez Tony'ego Starka. ale A. nie chce oglądać jednego filmu dwa dni pod rząd, więc nie mogłam sobie włączyć Avengersów, gdzie "geniusz, miliarder, playboy i filantrop" gra główne skrzypce. tak, konsekwentnie odmawiam nadążania za rzeczywistością, więc właśnie oglądałam część z 2012 ;) bardzo lubię filmy, po których mi nie jest smutno.


Brak komentarzy: