poniedziałek, 11 maja 2015

odroczenie


głosowaliście? "mój" kandydat nie przeszedł do drugiej tury.

mieliśmy bardzo udany weekend. sobota: Junior obudził się o 5:12 (żeby nam udowodnić, że on MUSI w piątki "zarywać nocki", bo inaczej nikt się w tym domu w weekend nie wyśpi), ale oficjalnie wstaliśmy o siódmej. po leniwym śniadanku pojechaliśmy całą trójką do Gminy na ryneczek, biegiem kupić dużo warzyw, owoców i jajek, oraz na Rynek, kupić dużo produktów mięsnych, nabiału i pieczywa. oraz do szkółki ogrodniczej nabyć prezent dla przyjaciół na Nowy Ogród (bo bez sensu im coś kupować na Nowy Dom, skoro nie wiemy, w jakie kolory poszli). stanęło na purpurowolistnej odmianie leszczyny. bardzo pięknej. Junior wyżebrał dla siebie budleję. ponieważ Junior uwielbia cały asortyment wszystkich sklepów ogrodniczych, a ja nie umiem się powstrzymywać przed kupowaniem roślin (w przeciwieństwie do lego).

zostawiliśmy Juniora z zakupami w domu i pojechaliśmy do miłych państwa właścicieli Działki na Wymarzony, z którymi mieliśmy się ostatecznie rozstać i rozliczyć, skoro nie udało nam się sprzedać kochanego domeczku i w ten sposób zorganizować kaski na Działkę. ale... jakoś ich tak zagadałam, zamotałam i mamy "rezerwację" do końca lata :)  i jeszcze mi miły pan właściciel obiecał kilka bali słomy, co leżą na działce obok, na tę "naszą" przerzucić, bo mam chytry plan, żeby ją wykorzystać - tę słomę - to szykanowania chwastów i uzdatniania gleby pod przyszły ogródek.

popołudnie spędziliśmy typowo drobnomieszczańsko... A. nadganiał kwity do fabryki, a ja uzdatniałam dom do mieszkania, bośmy trochę zarośli, żeby odreagować po tych (tu zmęłłam przekleństwo) typach, co nam majówkę zmarnowali... i wieczorem zrobiliśmy ognisko z kiełbaskami. co prawda trochę padało, ale schnęliśmy na bieżąco. został nam ostatni konar z przyciętej prastarej wiśni. jak znam te konary, to starczy na 6 do 7 ognisk.


niedziela: pospaliśmy do ósmej! bo nawet Juniorowa silna wola przekonania rodziców, że on MUSI zarywać nocki w soboty, nie pokona fizjologicznej potrzeby uzupełnienia niedoborów snu u ośmiolatka. przedpołudnie spędziłam, relaksując się przy garach, ponieważ taka jest smutna prawda, że bardzo lubię gotować (i tylko szkoda, że coraz bardziej lubię też jeść). a chłopaki produkowali różne układy zasilane energią ekologiczną. najbardziej mi się spodobała dioda zasilana trzema ziemniakami. całkiem jasno świeciła.

następnie przegrałam z A. w piłkarzyki. następnie ja i A. przegraliśmy z Juniorem w monopoly. następnie pojechaliśmy spełnić obywatelski obowiązek. dorośli skreślali (też mnie korciło, żeby dopisać Joda, także rozumiem, Rodacy!), a Junior wrzucał do urny.

i wreszcie pojechaliśmy na drugą stronę Miasta, zwieźć przyjaciołom leszczynę na Nowy Ogród. okazało się, że 2/3 z nich mają alergię na jej pyłek, ale szybko doszli do wniosku, że wokół mają tyle innych alergenów z lasów, łąk i pól, że nawet nie zauważą różnicy i ojtam.

a potem się nagle okazało, że idzie noc, trzeba wracać do domu i w ogóle bez sensu: znowu jest poniedziałek?!


Brak komentarzy: