poniedziałek, 20 kwietnia 2015
zaraz umrę ze zmęczenia
piątek: pod kamienicę nam podstawili kontener na śmieci z piwnicy. pojechaliśmy wyrzucić stary kredens, żeby było miejsce wstawić do środka rower czy coś. sąsiadka mi wcześniej dała cynk, że "ktoś" nam podrzucił do piwnicy śmieci, no to myślimy dobra, śmieci też wyrzucimy...
urwa jego mać! dwie i pół godziny lataliśmy biegiem krętym zagraconym korytarzem i po schodkach do kontenera, wywalając stertę śmieci, którą nam "ktoś" z sąsiadów zawalił naszą komórkę. sterty garnków, starych butów, zbutwiałych papierów, zgniłych dywaników i wykładzin, szuflad i półek od niezidentyfikowanych mebli, spleśniałych torebek, opakowań po farbach i domestosie... chwilami było wręcz surrealistycznie, gdy znalazłam książkę pod wszystko mówiącym tytułem "Piwnice". słowo honoru!
ludzie są obrzydliwi.
sobota: trzeba ogarnąć ogródek i obejście przed zapowiedzianymi na poniedziałek i wtorek wizytami, z którymi wiążemy spore nadzieje. rabatki już wstępnie ochędożyłam, ale trawnik skosić, urobek z kosiarki zagospodarować. okna umyć, taras. podjazd zamieść. a ja już rąk i nóg nie czuję, po upojnym piątkowym popołudniu.
niedziela: no to może dom też posprzątamy, bo w sumie głównie dom ludzie przyjadą oglądać. ale już ruszamy się bardziej jak much w smole. i się niektórzy z nas o własne nogi potykaj.
do tego miejsca pisałam wczoraj wieczorem, ale padłam i kończę dziś.
jest pachnąco i czysto jak na miejscu zbrodni popełnionej przez Dextera. i teraz co? nieopatrznie powiedziałam, że jak państwo chcą przyjechać w poniedziałek, to jeśli chodzi o godzinę, ja się dostosuję. ale przecież to nie znaczy, że jak zamiarują przyjechać o 19:00, to wystarczy, że uprzedzą kwadrans wcześniej, nie? ale jak znam ludzi, to dla nich właśnie to znaczy.
w dodatku wstępnie wiemy, że ma przyjechać pan z tych, co by chcieli kupić dom w centrum metropolii w cenie ziemi rolnej na Podlasiu. więc pewnie będzie jak zwykle: mają państwo piękny dom, tylko szkoda, że tramwaj tu nie dojeżdża.
ale może jednak? proszę, proszę, proszę...
apdejt: no jak bym przy tym była. jednak tramwaj... może jutro będzie lepiej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz