czwartek, 2 kwietnia 2015
kolejne psychosomatyczne coś
kochany pamiętniczku,
oczywiście już jest kilka dni po fakcie, ale w czym to przeszkadza? poza tym nie histeryzujmy z tym blogowaniem w czasie rzeczywistym. "tyle" się dzieje, że naprawdę trudno nadążyć. na przykład ostatnio dużo konwersuję z panami z biura obsługi klienta z najlepszej firmy telekomunikacyjnej (one wszystkie tak o sobie mówią, nie?). takie konwersacje mają i dobre, i złe strony. złe to ich powody, czyli różne tam usterki, bo na przykład tak wiało, ale to tak wiało, że mi się ruter z serwera wylogował i już myślałam, że się internet zepsuł i trzeba będzie przy świeczkach siedzieć. a dobre są takie, że otóż odkryłam, że połączenie się z konsultantem zajmuje mi zaledwie minutę, z czego przez 50 sekund wstukuję odpowiedni kod, który weryfikuje moją tożsamość. to już nie to co kiedyś, jak się godzinami słuchało vivaldiego... natomiast drugie pozytywne odkrycie mam takie, że moja komórka ma zasięg przy biurku w gabinecie! wydaje się to geograficznie niemożliwe, taki samotny punkt dobrego zasięgu akurat w tym miejscu, jak maleńka wyspa na oceanie braku sygnału, a jednak.
ale przecież ja nie o tym chciałam.
przednówek: (w tym miejscu dużo różnych brzydkich słów) i akurat ten moment niejaki Benjamin F. raczył był uznać za optymalny, żeby jeszcze przy zegarkach majstrować. a mnie tak przemawia do wyobraźni ta jedna zabrana godzina snu, że dwóch tygodni potrzebuję, aby odreagować. nieważne, że przecież sypiam po 10 (dziesięć!) godzin na dobę. i tak jestem rozbita i rozmemłana, cierpię na spadek formy zawodowej i chce mi się czekolady.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz