wtorek, 3 lutego 2015

a dziękuję, nienajgorzej


od soboty sypiam normalnie.

robimy taki szpagat życiowo-organizacyjno-inwestycyjny, że jak ten numer wyjdzie, to obiecuję niczemu się nie dziwić na tym pięknym świecie.

w największym skrócie: odpędzony od drzwi notariusza przez nasze lęki walutowe kuzyn bratanka szwagra (który miał dokonać transakcji w imieniu krewnego), nie ma zamiaru znowu załatwiać przelotu przez pół świata, a docelowy kontrahent zjeżdża na naszą półkulę dopiero w kwietniu. jednak deklaruje, że końcem kwietnia sfinalizujemy umowę kupna-sprzedaży kochanego domeczku.
ponieważ nam tu jednak działka stygnie, to na dniach podpisujemy umowę nabycia. przy czym szczegół:  nabywamy za pieniądze, które dopiero mamy mieć za kilka miesięcy. a jak nie, to nie.

natenczas żyjemy więc dniem bieżącym i sukcesywnie sprzątamy w różnych półkach, szafkach i szufladach, dzięki czemu udaje nam się co tydzień zapełnić pół kubła na odpady niesegregowane, opróżnianego we wtorki przez dziarskich pracowników MPO. bo z bieżącego urobku, to mamy prawie wyłącznie segregowane i kompost.

ku pamięci: najbrzydsze słowo, jakie usłyszałam w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, brzmi "skubas". to jest czyjś pseudonim artystyczny, zdaje się. mógł sobie ten ktoś poszukać ładniejszego słowa, naprawdę nawet "denat" brzmi lepiej (chociaż pewnie bohaterka jednej książki Tokarczuk by się ze mną mogła nie zgodzić, ale ja wiem swoje).




Brak komentarzy: