środa, 25 lutego 2015

gryzie


gryzie mnie to od kilku dni. nie wiem, od której strony zacząć. a może nie zaczynać? nie mój cyrk, nie moje maupy. ale nie, jednak nie przemilczę. coponajwyżej nie zalinkuję. wygadam się, a za kilka dni wykasuję.

otóż czytam (czytałam) takiego blogaska. kobietki inteligentnej, śmiałej w poglądach i zabawnej. co ma dwóch synków. i opisuje różne perypetyjki i dykteryjki. czasem gorzko, czasem słodko, samo życie. i znienacka... publikuje post z fotografiami tych chłopaczków pod tytułem "lubię tych obsrańców".

nie mogę, nie mogę, nie mogę. dzwoni mi w uszach i takie czarne mi latają przed oczami. że można być inteligentną, śmiałą w poglądach i zabawną, i o kimś, kogo się kocha, napisać (już chuj tam, że publicznie, ale w ogóle) "obsrańcy"?

jak wiele trzeba, żeby od "lubię tych obsrańców" przejść do "wy obsrańce"? i co pomyśli oraz poczuje adresat takich słów? jak można? być inteligentną i kochającą i tak napisać? i dlaczego w słitkomciach nie ma słowa oburzenia? dlaczego ja się oburzam tu, a nie w tych słitkomciach?

bo wyszłam, trzaskając drzwiami i nie zamierzam wrócić. marne usprawiedliwienie. skoro rzecz się dzieje w przestrzeni publicznej, to powinnam coś napisać na odchodnym. powinnam? mój pierwszy komentarz na jej blogu: "czcij dziecię swoje"?

ale taka prawda: "twoje" dziecko jest przede wszystkim człowiekiem. ma przeciwko sobie kilkumiliardową populację, wśród której z pewnością znajdą się dziesiątki, a może setki ludzi gotowych go poniżać, obrażać, atakować werbalnie i fizycznie. jedyna broń, jaką mogą mu dać Rodzice, to przekonanie, że ma swoją wartość, jest mądry, dobry i piękny. mówić o nim "obsraniec", mówić do niego "ty debilu", dawać klapsa "chociaż nigdy nie uderzać w twarz" - wszystko jedno -  to jak przywiązać psa do drzewa w lesie, motając mu na szyi sznurek w taką pętlę, że przy każdym ruchu będzie się zaciskać.

niedobrze mi.






Brak komentarzy: