piątek, 9 stycznia 2015

uparcie i skrycie


jesteśmy racjonalni i elastyczni*, więc w poszukiwaniu nowego miejsca życia (czyli działki pod nowy) otwieramy się na wszelkie opcje. zaczęliśmy nawet rozważać przeprowadzkę na drugą stronę Miasta i dalej. i wtedy przeszył mnie dreszcz. że ja nie chcę. mam takie fajne życie tutaj. od praktycznej strony wydreptałam sobie wszystkie ścieżki i na wszystko mam odpowiedź prostą: gdzie z oponą do wulkanizacji, do którego weta z likaonem, w jakich godzinach pracują apteki. co ważniejsze, widzę, że "tutaj" daje poczucie bezpieczeństwa Juniorowi, który ma swoich przyjaciół w szkole, swoją nauczycielkę od klawikordu i noworoczne postanowienie, że zda na zielony pas. długo by opowiadać.

mam cudowne życie. pewne rzeczy będą się w nim zmieniać - Junior będzie rosnąć - i to jest dobre**. pewne rzeczy będą się zmieniać niestety - jak licznik świeczek na moim torcie urodzinowym ;) pewne rzeczy zmienię osobiście - na przykład dom*** z dwukondygnacyjnego na parterowy. ale chciałabym, aby pewne rzeczy pozostały niezmienione: chcę się starzeć z A., chcę robić psa z głową w dół z Mariolką, chcę chodzić po swoich wydreptanych ścieżkach...****


* w obliczu szaleństwa na rynku nieruchomości A. podjął mężną decyzję o rezygnacji z pszczół. myślę, że dały mu do myślenia zachwyty licznych P.T. klientów, którzy oglądając dom, regularnie wpadali w zachwyt nad jego twórczością. a przecież się nie rozerwie: albo twórczość, albo pszczoły.
 
** pisząc to, poczułam się jak Stwórca, który szóstego dnia spojrzał na świat i po prostu musiał stworzyć człowieka, żeby go ktoś wreszcie pochwalił za kawał dobrej roboty.

*** potem znowu będę musiała w nim mieszkać, a niestety cała frajda z domami kończy się na etapie budowy. mieszkanie to już zło konieczne: gotowanie, sprzątanie... blech

**** do brzegu: musimy znaleźć jakiś sensowny kawałek ziemi wew gminie


.... tymczasem na świecie dzieją się złe rzeczy, od których gul mi staje w gardle....


Brak komentarzy: