środa, 7 stycznia 2015

dla odmiany jestem kłębkiem frustracji


wyguglaliśmy chyba wszystko, co było do wyguglania, na temat pola elektromagnetycznego generowanego przez stacje radiolokacji. i kupa. wychodzi na to, że śliczna działeczka pod wymarzony domek leży w jednej trzeciej promienia obszaru ochronnego. nawet nie na jego granicy, czy w środku. nie bardzo możemy ustalić, czym to konkretnie grozi, a jakoś nie mamy ochoty sprawdzać empirycznie na własnej skórze.

po wstępnym rozeznaniu online pojechaliśmy zatem w teren szukać innych działeczek.

założenia mamy takie, że musi nam się działka zmieścić w budżecie. a po wtóre chcemy na niej postawić dom: parterowy, w miarę możliwości z niezbyt stromym dachem, najchętniej nowoczesny w bryle i kolorystyce (czyli prosty i szary), w jakimś spokojnym zakątku, raczej bliżej miasta niż dalej, bo dziecko rośnie i nie wywiozę go na prowincję, gdzie psy szczekają drugim końcem i dociera jeden autobus na dobę. chcemy szybko rozpocząć i skończyć budowę, więc działka musi być uzbrojona i z jakimś znośnym dojazdem. i tak dalej.

dodatkowo ma być z naszej strony Miasta, bo tu nie występują powodzie i podtopienia. oraz powinna mieć nieklaustrofobiczne sąsiedztwo - w subiektywnej ocenie A. - czyli odpadają nam wszystkie modne sypialnie, gdzie ludzie upychają majestatyczne domiszcza na sześciu czy ośmiu arach, a potem sąsiedzi mogą sobie z balkonów gazety podawać, tak mają blisko jeden do drugiego...

okazało się jednak, że właścicieli działek pod Miastem, a nawet w sporym od niego oddaleniu kryzys nie bardzo zmiękczył i nasz budżet na nikim by tu nie zrobił wrażenia. po drugie szaleni urbaniści wymyślili sobie, że wszędzie po naszej stronie miasta dachy muszą mieć minimum 35 stopni spadku, w dodatku być pokryte dachówką lub zamiennikiem w kolorze ceglastym. ceglastym! sprawdziłam w słowniku, jak bardzo to określenie da się naciągnąć. nie bardzo, jako że oznacza pomarańczowoczerwony. okazjonalnie wprowadzają jeszcze inne fajne zapisy typu "kalenica równolegle do frontu", które już ostatecznie burzą moją wizję nowego domu.

wytypowaliśmy wstępnie dwie działki. na obu będziemy zmuszeni iść na tyle kompromisów, że autentycznie miałam wczoraj wieczorem ochotę trzepnąć sobą w kąt z krzykiem, że ja się stąd nie wyprowadzam i trudno - będę latać po tych schodach do późnej starości i w ogóle...



już nawet nie będę się rozwodzić, jak mnie wkurza stary-nowy bank, który wraz ze zmianą starego logo na nowe zwolnił chyba wszystkich kompetentnych pracowników, a pozostałym z prezesami włącznie wsypał coś do kawy, w związku z czym klient "o statusie złotym" nie może się od dwóch tygodni spotkać ze swoim "doradcą", ponieważ go - ha ha ha! - nie ma!








Brak komentarzy: