czwartek, 29 stycznia 2015
ciało mi się wymknęło
w czasie gdy umysł zamartwiał się utratą znacznej części kontroli nad własnym życiem, ciało skorzystało z okazji i też mu się wymknęło. i poszło w długą jak absolwentka liceum prowadzonego przez zakonnice na pierwszej studenckiej imprezie w akademiku.
i kiedy już intelektualnie jako tako zapanowałam nad przeżywanym wstrząsem (przeliczywszy bilans zysków i strat kalkulatorem i pod kreską, podjąwszy decyzje, przygotowawszy się na ich konsekwencje itd.), nagle stanęłam w obliczu nieprzyjemności somatycznych.
nie mogę spać. mam kłopoty z zaśnięciem, a jak już zasnę, to co i rusz mnie budzi łomotanie serca albo zadyszka (oraz takie nieprzyjemne uczucie, jakby mnie woda wypierała). zresztą w ciągu dnia też mnie budzi - z apatii - łomotanie i zadyszka.
wdrożyłam melisę i różne ziołowe preparaty uspokajające. różne, ponieważ wymagam skuteczności (no bo ile można nie spać w nocy i pracować w dzień, zanim się człowiek zamieni w zombie?). i wreszcie mam dziś za sobą 7 godzin prawie nieprzerwanego snu.
bardzo bym nie chciała wpaść w żadną nerwicę ani nic. bardzo. bo to życia szkoda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz