środa, 12 listopada 2014

nadzieja, czyli plus 10 do seksapilu


odwiedził nas australijski łącznik. albowiem kuzyn z antypodów rozważa nabycie kochanego domeczku, ale że ma trochę daleko, to nie jest w stanie obejrzeć go na własne oczy. śle więc emisariuszy i namiestników.

najpierw była spowinowacona pani architekt, która wyraziła się ze wszech miar pochlebnie. potem był krewny, który orzekł, że również będzie rekomendował Australijczykowi podjęcie jedynie słusznej decyzji.

Australijczyk nawiązał kontakt telefoniczny i mailowy. wyraził intensywne zainteresowanie i zadał moc pytań. moje ulubione brzmiało: czy jeśli się dogadamy i on ten dom kupi, to mamy coś przeciw temu, żeby w nim pomieszkać do kwietnia? choćby za darmo. bo on wcześniej nie przyjedzie, a co ma taki pusty stać i los kusić.

pomyślmy - pomyślałam - standard wysoki, urządzony pod mój gust, wygodny i ekologiczny. niech będzie moja krzywda ;)

podobno aktualnie na antypodach zbierane są informacje na temat procedur zdalnego nabywania nieruchomości. więc mamy nadzieję (i jak w tytule). ponieważ jednak taka sytuacja jak kupienie na drugiej półkuli domu, którego się nie widziało, na podstawie li i jedynie zdjęć i ustnych relacji, jest równie mało prawdopodobna jak zdanie egzaminu na prawo jazdy, podczas którego człowieka ściga policja na sygnale, to nie przesadzam z entuzjazmem.


z drugiej strony... ja przecież zdałam na prawo jazdy, chociaż mnie w czasie egzaminu ścigał radiowóz na sygnale, więc powinnam się zdobyć na optymizm.

Brak komentarzy: