środa, 26 listopada 2014

koń pierwszego jeźdźca apokalipsy


zawsze byłam zdania, że jeśli chodzi o Boba Dylana, to ilekroć nachodzi go ochota, by śpiewać, powinien się położyć i jeśli już nie umrzeć, to chociaż poczekać, aż mu przejdzie. gdy wtem wczoraj zakochałam się bez pamięci w tej oto pieśni. i w ogóle mi nie przeszkadza dylanowy para-agonalny wokal! ba, znajduję go wręcz będącym bardzo na miejscu!  na dobitkę w wideo uśmiecha się najcudowniejszy Robert świata! (trzy zdania z wykrzyknikiem na końcu pod rząd - niechybny znak labilności emocjonalnej!)







Brak komentarzy: