środa, 22 października 2014

siedzę na brzegu kanapy i się kołyszę


mój naczelny nie wierzy w słowo "dobrostan". amen. nie przekonuje go argument, że występuje w słownikach. no bo pffff...

to trochę tak, jak magowie ze Świata Dysku, którzy nie wierzą w bogów. oczywiście wiedzą, że bogowie istnieją, ponieważ przy odrobinie szczęścia - lub pecha - można ich spotkać, a nawet zostać rażonym piorunem. jednak magowie w bogów nie wierzą, podobnie jak nie wierzą na przykład w stół, który istnieje w sposób równie oczywisty jak wzmiankowani bogowie.

i naczelny to samo - "dobrostan" zstąpił do słownika, żeby go nawrócić, a on obstaje przy swoim. i co ja mam teraz zrobić z dobrostanem, o którym piszą różni psychologowie? przerabiać go na "dobre samopoczucie"?

być może jest to znak od boga Świata Kuli, że jednak istnieje i jako jednostka mściwa zamierza mnie pokonać moją własną bronią? "zobacz, ateistko, jak to jest mieć do czynienia z ateistami. no, sama zobacz. jeszcze ci dowalę redaktorem, co nie wierzy w zalecenia redakcyjne, to się ze śmiechu nie pozbierasz". ;)

więc uprzedzając fakty, czynię jak w tytule posta.


Brak komentarzy: