czwartek, 16 października 2014
się nie mogę otrząsnąć
byłam wczoraj w "naszym starym domku". bo coś tam. nieważne.
wjeżdżam na "naszą" cichą, malowniczą uliczkę między skwerkiem a stawem i co widzą moje piękne oczy? na wprost"naszego starego domku" - dokładnie między "naszym starym podwóreczkiem" a stawem, gdzieśmy onegdaj sadzili bzy i orzechy włoskie - stoi ... no nie mogę, przez gardło mi nie przejdzie... dobra... przepompownia ścieków.
nie wiem, czy się bardziej załamałam, że jakieś uwstecznione dziady tak zrujnowały piękno tego zakątka, czy bardzie mi ulżyło, że wyprowadziliśmy się i sprzedaliśmy Gawrę, zanim uwstecznione dziady - pardąsik, władze gminne - zaczęły budować kanalizację.
tuż przed finalną umową sprzedaży dostałam pismo o możliwości zapoznania się z projektem i wniesienia zastrzeżeń. kładłam nowym właścicielom do głowy, że muszą sobie tego dopilnować. tłumaczyłam, jakie to ważne. i co się okazuje? przemiłe, poczciwe mieszczuchy nie miały czasu, żeby się zainteresować, jak ten projekt wygląda i ocknęły się dopiero, jak im zaczęli infrastrukturę stawiać parę metrów od kuchennego okna.
koszmar koszmar koszmar koszmar koszmar ogrodzony trzymetrowym płotem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz