wtorek, 26 kwietnia 2016

innowacyjni jaślanie i inne opowieści


troje gimnazjalistów z jasła wypluło i podeptało hostię. według prawa kanonicznego grozi im za to ekskomunika. pierwsza myśl, jaka im przyszła do głowy: widać im się nie chciało babrać z formalnościami na okoliczność apostazji. wiadomo, tych świadków szukać, dopraszać się widzenia z proboszczem zatroskanym spadkiem statystyk itepe. metoda prostacka, ale skuteczna. i chyba jednak mniej poniżająca, jeśli porównać z opowieściami biedaków, co się próbowali z kościoła wypisać zgodnie z kościołowymi procedurami.

a potem wpadł mi w oko jakże celny komentarz: ateiści sami wybierają, za wierzących wybiera geografia. bo przecież gdybym się urodziła kilkaset kilometrów na wschód, zostałabym wcielona do kościoła prawosławnego, kilka tysięcy kilometrów na południowy wschód (możliwe, że źle określam kierunki, bo geografia nie jest moją mocną stroną, ale chodzi o zasadę) i musiałabym chodzić w burce oraz wierzyć, że nie ma czegośtam nad allacha, a ten tam z brodą - nigdy nie pamiętam, jak miał na imię - jest jego prorokiem?! i tak dalej. to w sumie mi się pofarciło, że wylądowałam gdzieś w krainie Polan i Wiślan, gdzie moje dziecko wzdycha z ulgą "dziś znowu nie mam nic zadane i pół lekcji grałem na komputerze z Patrykiem, bo reszta klasy się uczyła do komunii".

fakt, że trzeba przełamać w sobie strach – że przyjaciele się odwrócą, a sąsiedzi przegonią widłami – zanim się stopniowo poinformuje otoczenie: "nie, nie chodzimy do kościoła", "nie, nie weźmiemy ślubu kościelnego", "nie, nie ochrzcimy dziecka", "nie, nie jesteśmy katolikami" (chociaż raczej nie posunę się jak Pratchett do "więc wierzycie, że ten opłatek to ciało jezusa? i wy to jecie?!"). ale co to by było za życie w zakłamanym udawaniu motywowanym strachem przed odrzuceniem i ostracyzmem.

poza tym doświadczenie mnie przekonuje, że jak trzymam głowę wysoko, to nikomu nie przyjdzie do głowy, że powinnam ją pochylać (ze wstydu? żeby nie kłuć ludzi w oczy swoim pogańskim światopoglądem?). a jeden akt odwagi rodzi następne i nagle sąsiad wyznaje, że jego córka została ochrzczona przed samą komunią, bo żona się bała, że będą problemy w szkole, ale co do zasady też jest przeciwny dokonywaniu wyborów za dziecko. znajomi nad grillem - rozglądając się nerwowo, czy sąsiad przez płot nie podsłuchuje - wspominają szeptem, że wzięli tylko ślub cywilny w ambasadzie daleko stąd. i takie tam krzepiące historie. nie żyjemy na szczęście w katolickim kraju, ale w kraju, gdzie wielu niekatolików boi się wychylić, bo katolicy - szczególnie, gdy czują przewagę liczebną - niestety uzurpują sobie prawo do wiedzenia lepiej. ale jak środowiska anti-choice zaczną zbyt mocno przeciągać państwo na swoją stronę, to może niekatolicy zyskają potrzebny bodziec, żeby się ujawnić, podliczyć, poczuć wiatr w żaglach... wszystko jest możliwe (chyba że wcześniej maciar wypowie rosji wojnę, a jarek z beatką z polipami w nosie doprowadzą finanse państwa do kompletnego rozkładu i trzeba będzie niemców prosić, żeby nas wzięli pod zabór, zanim z głodu wymrzemy...)



3 komentarze:

Dżoana pisze...

Moge sie nie zgadzac, moge polemizowac, tylko po co? Wiara lub jej brak to sprawa tak intymna, ze jakiekolwiek publiczno-polityczne, a moze nawet kulturalne dyskusje nie powinny miec miejsca. Zdecydowanie szanuje wybor i zawsze dostaje to samo w zamian. Hipokryzja w tej kwestii mnie bardzo mierzi, bo zmienia np. sakrament, w ktory wierze w farse. Tego zdecydowanie nie lubie i nie popieram. Tak wiec droga M chpeaus bas po raz kolejny☺

wersja druga poprawiona pisze...

Zobacz, jakim my jesteśmy doskonałym przykładem, że wystarczy szanować prawo drugiej osoby do jej własnych poglądów i przekonań, żeby mieć te poglądy tak bardzo odmienne, a mimo to żyć w harmonii i miłości :)

wersja druga poprawiona pisze...

acha, i też najbardziej mnie mierzi hipokryzja oraz "katolicyzm deklaratywny" (mówię, że jestem katolikiem, to jestem, a co tam sobie robię poza kościołem, to moja prywatna sprawa ;))