piątek, 8 kwietnia 2016

i tylko szarika brak


chłopaki robią straszny hałas na tarasie, bo grają w ce-esa.

mieliśmy krótką pogadankę na temat ce-esa i jego zgubnego wpływu na młode umysły na szkolnych warsztatach dla rodziców, prowadzonych przez pana zajmującego się terapią uzależnień, więc na początku trochę się zdenerwowałam, jak mi Junior  powiedział, po co zbierają z chłopakami ekipę. na szczęście szybko wyszło na jaw, że apgrejdowali grę do reala i zamiast strzelać shiftem, wykorzystują plastikowe kałasznikowy i snajperki. chwilę popatrzyłam przez okno i jak dla mnie, bawi się w tego ce-esa całkiem tak samo jak w "czterech pancernych i niemców". tyle że scenariusz nie przewiduje udziału czworonogów. nie widzę też sanitariuszek, ale to może wynikać z profilu demograficznego Von Hrabiowitz lub indywidualnych preferencji potencjalnych żeńskich uczestniczek rozgrywki.

zresztą nie wiem, czy by się sanitariuszki do czegoś nadały, bo chłopaki bardzo celnie strzelają i co chwila słyszę "dedłeś!". dobrze, dobrze, mają dzieci ruch na świeżym powietrzu, rywalizację ("teraz ja ci dam hedszota!"), pracę zespołową ("weź go zdradź, to go razem zajdziemy od tyłu". okej, może to nie jest najbardziej krzepiący przykład). ogólnie nie dajmy się zwariować, że wszystkie zabawy bardziej agresywne niż origami od razu prowadzą do bandytyzmu.  osobiście nie raz i nie dwa odgrywałam dość zaangażowaną Marusię, a w sumie wyrosłam na prawie-pacyfistkę.

słowniczek pojęć:
ce-es - CounterStrike
dednąć - umrzeć
hedszot - strzał w czaszkę

Brak komentarzy: