środa, 11 maja 2016

w natłoku bezczynności


mogłam nie wspomnieć, że zeszłotygodniowa akcja "Gie jak glebogryzarka" nam nie wyszła z powodu deszczu. dopiero jutro spróbujemy ponownie (bo spadliśmy na koniec kolejki do maszyny). tymczasem foliaczek leży w garażu. i czeka na swój czas w otoczeniu miliona krzaków malin, które A. wczoraj w pocie czoła wykopał z grządki. bo jest tak: obsadziliśmy teren za domem taką liczbą drzewek, że nie ma się jak obrócić z planami na foliaczek i mężową "drewutnię/warsztat/atelier" (wspominałam, że cokolwiek tracimy ducha i nadzieję w temacie obrotu nieruchomościami? tracimy... chce mi się płakać ze złości). no więc padło na to, że jak przesadzimy pigwy (odhaczone) i maliny (w trakcie), to akurat wygospodarujemy dość zgrabny placyk między świerkami z jednej strony, a jabłonkami z drugiej.

maliny mają zostać wkopane w nowym miejscu po przegryzieniu go przez glebogryzarkę, więc lepiej, żeby nic nam nie stanęło na przeszkodzie, bo teoretycznie mogę je nawet podlewać w tym garażu, ale w praktyce - jak długo potrwa, zanim dojdzie do nieusuwalnych szkód? (zapuszczą korzonki w tynk na ścianach i fugi między kafelkami? bo raczej nie padną - one nie z tych, co się bez walki poddają).

wszystko co powyżej stanowi temat zastępczy, jak audyt rządów peo przed ogłoszeniem obniżki rejtingu, co nie? i ma przesłonić kwestię zasadniczą, jaką jest fakt, że od kilku dni bez przerwy mam w głowie słowa jednej piosenki, co jest bez sensu, bo słucham różnych innych, żeby ją zagłuszyć. otóż trafność tych słów mnie powala. zachodzę w głowę, jak to możliwe, że dopiero teraz zauważyłam. i po co w ogóle zauważałam...

 all of my life i've tried so hard
doing my best with all i have 
(teraz najgorsze) nothing much happened all the same

w załączniku obraz wart tysiąc słów (chociaż nie tych z trzech linijek powyżej), gdyż nie chcę być gołosłowna:

Brak komentarzy: