niedziela, 22 maja 2016

podróż sentymentalna


wspominałam, że ja się nie odkochuję? no więc w zamierzchłych czasach (studenckich), gdym miała bardzo ograniczony dostęp do tv, medium to emitowało przezabawny serial o tajemniczej sekcji pierwszej, która wykorzystując niesprecyzowane, ale chyba niewyczerpane źródła dofinansowania, niezwykle zaawansowane technologie i niewiarygodnego farta, walczyła z wszystkimi terrorystami świata, mafiami, handlarzami bronią oraz żywym towarem i co tam kto miał akurat na sumieniu (ale przeważnie z terrorystami). acha, co ważne, sekcja pierwsza wykorzystywała też talenty taktyczne i niekwestionowaną urodę niejakiej Nikity -  niestety, wbrew woli samej zainteresowanej, która miała ogólnie pacyfistyczne nastawienie do świata i wolałabym zarabiać na życie tworzeniem artystycznych instalacji z drutu i oprawek do okularów.

dla mnie zdecydowanie głównym walorem serialu był agent Michael: prawy, małomówny, z pozoru opanowany, niezwykle sprawny fizycznie, zdolny w ferworze walki na chłodno podejmować  wyrachowane decyzje. w ogóle robot i maszyna do zwalczania terrorystów, a nie człowiek. ale... kiedy na horyzoncie pojawiała się jego ukochana (czy trzeba wspominać, że ta od instalacji z okularów?), jego wzrok - niby to wpatrzony w jeden punkt czy w jakąś nicość, a zarazem bacznie obserwujący perymetr (czymkolwiek ten perymetr* miałby być) - wyrażał... no... nieprzebrane otchłanie tęsknoty, czułości, samotności, romantycznej miłości i co tylko. oczywiście skrzętnie skrywane przed zwierzchnikami potępiającymi u personelu wszelkie formy zaangażowania uczuciowego. ale wyostrzony na to, co najważniejsze, wzrok widzów swoje widział. i właściwie cała ta walka ze Złem była tylko pretekstem do tego, by Nikita i Czarniawy mogli się nawzajem nie rozumieć, ratować z opresji, narażać na straszne, ale konieczne dla dobra operacji ryzyko itp. a wszystkie wybuchy, walki, tortury i podstępy stanowiły jedynie przerywnik i tło dla powłóczystych spojrzeń, ukradkowych spojrzeń, pełnych niedowierzania spojrzeń, zawiedzionych spojrzeń oraz spojrzeń wyrażających nieprzebrane otchłanie tęsknoty... (oraz okazję do zakładania fajnych ciuchów
ze skóry).

przypadkiem wpadłam na ten serial w internetach i sobie oglądam. (podczas Dziecko ogląda swój ukochany film o Kevinie, który ciągle gdzieś ląduje bez rodziców i opiekunów prawnych. gust do słabego kina musi odziedziczył po kądzieli). i tyle powiem: agenci sekcji pierwszej  naprawdę musieli przejść jakieś specjalne szkolenie, bo normalny człowiek nie dałby rady przeżyć w takim napięciu emocjonalnym dłużej niż tydzień, góra dziesięć dni :) miodzio. i to parę sezonów!


* sprawdziłam: w nomenklaturze wojskowej oznacza "pole widzenia żołnierzy od punktu obserwacji do najdalej wysuniętego punktu na horyzoncie". 

Brak komentarzy: