wtorek, 31 maja 2016

baju baju i po maju


i nareszcie się kończy sezon komunijny. tak to sobie bowiem lokalni duszpasterze zaplanowali, że co weekend była impreza w innej wiosce, co powodowało, że u Juniora w klasie - gdzie każda wioska ma swoją reprezentację - napięcie okołoprezentowe przez cały miesiąc utrzymywało się w okolicach stanów wysokich. (przy okazji, czy ktoś kiedyś słyszał dziewięcio- lub dziesięciolatka, które na pytanie o wrażenia z pierwszej komunii zamiast opowieści o nowym tablecie, iksboksie, beemiksie lub wręcz pachnącej farbą drukarską kupce nowych dwusetek rzucił coś w stylu "och, tak bardzo się cieszę, że wreszcie mam w sercu pana jezusa". serio? to ja poproszę adres i numer telefonu, bo zamierzam zweryfikować, gdyż nie wierzę. i bardzo mnie bawi argument, że co tu się dziwić, że dzieci bardziej przeżywają wytworność komunijnej sukienki niż duchową doniosłość chwili, skoro "jeszcze są małe i nie rozumieją". właśnie fakt, że nie rozumieją, powoduje, że impreza jest bez sensu. to znaczy byłaby, gdyby w niej rzeczywiście chodziło o sakrament. ponieważ jednak chodzi o indoktrynację, materialistyczno-konsumpcyjne skutki uboczne stanowią koszt, który można łatwo przełknąć, szczególnie, że spada na rodzinę, a nie na związek wyznaniowy).

tak więc napięcie okołoprezentowe było silne, a myśmy sobie postawili za cel obronę dogmatu o wyższości niemania komunii (i ogólniej niepraktykowania zinstytucjonalizowanych form religijności). ponieważ położyliśmy nacisk na aspekty duchowe - typu wolność dokonywania wyborów zgodnie z własnym sumieniem zamiast pod dyktando samozwańczych przywódców duchowych - materialnie wykpiliśmy się jednym zestawem lego średniej wielkości oraz królikiem marki miniaturka wraz z pakietem startowym (klatka itepe), przy czym duża część środków na królika została uzyskana metodą crowdfinansingu (dla Darczyńcy niniejszym przesyłamy całuski), więc domowy budżet nie odniósł większego szwanku (co bardzo doceni w obliczu faktury za bramę wraz z furtką). w dodatku przez wrodzoną oszczędność i pragmatyzm wszystkie prezenty podciągnęliśmy pod "nadchodzący dzień dziecka" (bo przecież nie mówiliśmy Juniorowi: "masz tu prezent, żeby ci nie było przykro, jak się jutro znowu będą w szkole chwalić, kto ile kasy zebrał (swoją drogą - grube tysiące. ludzie są jednak popiełdoleni) i jakie gry dostał razem z konsolą". przy okazji: królik absolutnie rozbił klasowy bank przechwałek). więc jutro tylko wspólna wyprawa na lody i po sprawie.

...
trawa nam już wschodzi! niecały tydzień od posiania! a nawet chwasty się jeszcze nie zdążyły ogarnąć i na poważnie zabrać za wegetację! przy okazji ciężkiej roboty towarzyszącej zakładaniu tego ostatniego kawałka trawnika (stawy rąk przestaną mnie pewnie boleć, jak umrę) złożyliśmy sobie z A. uroczystą przysięgę, że jeśli los będzie łaskawy i będziemy kiedyś mieć inny ogródek, to na pewno bez trawnika. tak nam dopomóż, [tu wstaw swoje imię]!


Brak komentarzy: