czwartek, 2 lipca 2015

nie - mam - cza - su


lecę sprzątać, czyli wiadomo. dziś po południu kolejny akt dramatu pt. AAAAby dom sprzedać.

nie - mam - na - to - si - ły


(...) parę godzin później (...)

jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że był to daremny wysiłek. ludzie może i chcą kupić dom, ale właściwie nie bardzo jeszcze wiedzą, jak duży, gdzie, co ma w nim być... a facet miał tak krzywe zęby, że Freddie Marcury mógłby się przy nim szczerzyć bez kompleksów. a nawet Martin Gore zanim sobie zrobił licówki. luz.

najgorsze jednak, że po wszystkim wybraliśmy się z Juniorem na lody. nieszczęściem synek miał przy sobie gotowiznę i postanowił kupić jeszcze duży napój gazowany w bardzo niezgrabnej butelce, która się za chińskiego boga nie dała przypiąć do bagażnika, dlatego matka musiała ją trzymać w garści. z tego powodu musiała kierować jedną ręką. i szczęśliwie pokonała w ten sposób 9/10 trasy, aż nagle sobie uświadomiła, że przecież trzyma tę butelkę w prawej ręce, więc kieruje lewą, a przecież nie od dziś nie umie kierować lewą. okazało się jednak, że lepiej mi idzie kierowanie lewą niż przekładanie butelki z ręki do ręki w trakcie jazdy. i bęc! mam pięknie poharataną lewą nogę – od kolana do kostki – oraz sińca wielkości głowy koty na prawej łydce. plus dziurę w dżinsowych spodenkach. jak sześciolatka, doprawdy. Junior na widok zakresu szkód wyznał z podziwem w głosie: "łooo, ja bym płakał na twoim miejscu". jakbym miała sześć lat, to do tej pory bym wyła, na bank.






Brak komentarzy: