piątek, 17 lipca 2015
dzień 2
dziwna rzecz: siedzę przy komputerze w japonkach i w stopy mi gorąco, a przecież mnie nigdy nie jest gorąco w stopy. natomiast dla odmiany w łokcie jest mi zimno i musiałam sweterek przywdziać. ot, zagadka termoregulacji...
a'propos termoregulacji: jakaś lambda mi się zepsuła w samochodzie (komputer zdiagnozował coś w stylu "czujnik 1cośtam, temperatura cośtam, wskazanie poza zakresem"), w związku z czym świeci mu się, temu autu, jedna kontrolka, która nie powinna się świecić. tak się przejęłam, że niemal bezzwłocznie udałam się do warsztatu samochodowego. nowa lambda będzie mnie kosztować jakieś 250 zł. myślałam, że nietanio, ale potem porównałam z tomografią zęba, którą mi zaordynował doktor Maciek (czy to jest jakaś nowa moda, że na wejściu do gabinetu trzeba się zapoznać z lekarzem i wymienić uścisk dłoni? bo mnie ostatnio i dentysta, i internistka tak podejmowali, a mam wątpliwości, czy to jest higieniczne). bo otóż tomografia zęba - 300 zł. nierefundowane.
to mi uszczupli budżet na wakacyjne szaleństwa, więc na pocieszenie (oraz dla podtrzymania zwyczaju niebycia na bieżąco) powspominam rok szkolny. uroczystość zakończeniowa dłużyła nam się w tym roku i dłużyła, gdyż szkoła postanowiła rozszerzyć asortyment wręczanych dzieciom dokumentów. no bo ciągle tylko świadectwa i świadectwa. nuda! dlatego w tym roku dzieci z klas I-III dostały imienne dyplomy ukończenia nauki od jaśnie panującej dyrekcji. jak można się domyślić, dość długo trwało wyczytywanie, przez tłum się przedzieranie, wręczanie, dłońmi potrząsanie... trochę nie wiem, po co to.
za to klasową część uroczystości oceniam na "sowę z medalem" (obowiązujący w "naszej" klasie piktograficzny odpowiednik szóstki). wychowawczyni bowiem zrobiła coś wyjątkowego i pięknego. jak powiedziała dzieciom, wypisując świadectwa uświadomiła sobie, iż wszyscy w tym roku mieli różne osiągnięcia i zasłużyli na wyróżnienie. dlatego każde dziecko oprócz świadectwa dostało dyplom za swoje własne sukcesy: ten nauczył się lepiej czytać, ta wygrała zawody w biegach, ta przeczytała najwięcej książek z biblioteki, ten z powodzeniem reprezentował szkołę w konkursach matematycznych, tamten był aktywny na zajęciach... na własne oczy widziałam: każdy młody człowiek otrzymał zindywidualizowaną pochwałę na piśmie za swoje osobiste dokonania. i myślę sobie, że może nie dziś, ale za jakiś czas patrząc na taki dyplom, poczuje się podbudowany, wyjątkowy, dowartościowany. i myślę sobie, że to jest duża rzecz: taki nauczyciel, który widzi w dzieciach nie tylko problemy i wyzwania - a w "naszej" klasie ma między innymi zdiagnozowane ADHD, wszawicę i mutyzm - ale też dostrzega starania tych małych ludzi i ich sukcesy, nawet jeśli bywają całkiem drobne. i po spełnieniu tysięcy biurokratycznych obowiązków ma jeszcze siłę i fantazję, żeby je tym małym ludziom wskazać palcem i zawołać: ej, dobra robota! :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz