sobota, 25 lipca 2015

dzień przedostatni

 jutro Synek wraca do dom! prawie gryzę klawiaturę z tęsknoty. rozładowała mu się komórka, a jak ma dzwonić z trenerowej, to się unosi honorem i od trzech dni nie dzwoni. jak ja wytrzymam do jutra?

z tym globalnym ociepleniem to chyba jednak nie jest ściema: sypiam z odkrytymi łokciami, chodzę na boso lub w japonkach, a synoptycy donoszą, że oto właśnie mamy najcieplejszy rok od czasu rozpoczęcia pomiarów. jest tak ciepło, że jadam lody. a powiedzmy sobie wprost, że pewnych rzeczy ja po prostu nie robię: nie funkcjonuję z odkrytymi głównymi stawami kończyn, nie jadam lodów i nie gram na komputerze.


p.s. cały czas mi się wydaje, że muszę szybciej pisać, bo mi się zaraz literki skończą. takie mam powidoki po grze w kolorowe bąbelki, które trzeba łączyć w grupy od trzech w górę. tak - bezbronna wobec stresu nieruchomościowego uległam i zaczęłam pykać w kuleczki. po trzech tygodniach doszłam do dziewiątego poziomu. jest to zajęcie głupie, bezowocne i boli od niego nadgarstek. poza tym marnuje mi dużo czasu i we śnie słyszę ta-da-Da-ta-da-Da-ta-da-taa-da-ta-Da... plus te powidoki. naprawdę, gry to ZUO.



Brak komentarzy: