poniedziałek, 10 sierpnia 2015

pocztówki z przeszłości


wzruszyłam się, oglądając zdjęcia witryn sklepowych z Bloku Wschodniego, a szczególnie wystawy zakładu fotograficznego. to były piękne czasy. nikt jeszcze nie słyszał o ochronie wizerunku. ba, prawdopodobnie nikt nawet nie wiedział, czym jest wizerunek, ale co najlepsze: nie bardzo było go przed czym chronić, c'nie?
działał taki zakład fotograficzny z wystawą pełną ludzkich zdjęć portretowych (głównie formatu legitymacyjnego) przy przystanku, na którym się czekało na autobus na moje przedmieście. bardzo lubiłam te fotki oglądać, ponieważ nikt wtedy nie słyszał także o fotoszopach czy retuszowaniu, a typowy makijaż doprawdy nie poprawiał damskiej urody, więc mogłam się dowartościować i szybko podnieść na duchu, że może nie jestem fotogeniczna, ale nikt inny też nie jest, więc pfff ;)

te pocztówki z przeszłości ładnie mi się nałożyły na obejrzany wczoraj Bilet na księżyc. co ja mogę powiedzieć... pan Mateusz Kościukiewicz rządzi (btw, z urody trochę John Snow, mlask). (młodych polskich aktorów widuję przeważnie w serialach, co je ogląda Mama, więc miałam wyrobione na ich temat bardzo kategoryczne zdanie, a tu mi wybitna jednostka całkiem zaburzyła światopogląd. to miłe). co więcej... jeszcze tydzień temu zarzekałam się, że będę oglądać tylko filmy, po obejrzeniu których nie jest mi smutniej niż było przed. po tym filmie nie zrobiło mi się smutniej, ale przez cały czas tak się strasznie martwiłam tymi wszystkimi złymi rzeczami, które z pewnością spadną na Adama w kamaszach (się widziało Samowolkę, się wie, o czym się mówi)... brrrrr! muszę więc nanieść poprawkę: będę oglądać tylko filmy sci-fi i fantasy (jednakże z wyjątkiem dzieł opartych na twórczości Tolkiena, bo - podobnie jak pierwowzory - są nudne do wyrzygania. sory za szczerość). może być fantasy typu Miłość Larsa. tak, owszem, to jest fantasy. szybciej uwierzę, że grozi nam atak ze strony zamieszkujących sąsiednią galaktykę inteligentnych robali, niż dam się przekonać, że gdzieś na naszym świecie można znaleźć lokalną społeczność, która by wybrała Biancę do rady szkoły, no ludzie ;) oczywiście, teoretycznie mogłam się martwić przez całą fabułę, że Larsowi się pogorszy, jednakże byłam zbyt zajęta zakochiwaniem się w Ryanie Goslingu, ament.

p.s. nie pisałam tyle czasu, bo przez sporą jego część z połową "jawnych" czytelników tego bloga rozmawiałam twarzą w twarz, więc bez sensu, żeby jeszcze im potem zdawać relację online. tak, to jest kolejny nieumiejętnie zakamuflowany apel o jakiś komentarz od czasu do czasu. do Ciebie mówię. no weź.




Brak komentarzy: