wtorek, 11 sierpnia 2015

paradoksik


już nam pewnie zaklepana działeczka z mnóstwem zalet przepadnie, bo koniec sierpnia zbliża się wielkimi krokami. nie czas na pielęgnowanie złudzeń. postanowiliśmy więc apgrejdować strategię i zmobilizować agenta nieruchomości marchewką w postaci umowy na wyłączność. co prawda jak dotąd pan się nie wykazał, ale wchodziliśmy mu w paradę swoimi ogłoszeniami, które jednak przyciągały tylko tabuny tak zwanych oglądaczy (czyli marzycieli, których nie stać, ale za to mają wolny czas, to sobie jeżdżą i ludziom dupę zawracają).

umówiliśmy się z panem agentem na spotkanie u nas w domu, żeby spokojnie obgadać nasze oczekiwania, wnioski z jego "analizy rynku", wachlarz możliwości itepe. na okoliczność nowych zdjęć - bo tu i ówdzie wymieniliśmy narzutę, obraz czy stolik - omiotłam pajęczyny i czekamy. o umówionej porze pana nie ma. dzwonię. zajęte. esemesuję. zero odzewu. dzwonię znowu. włącza się poczta. szlag mnie trafia. w sukurs przychodzi A. dzwoni ze swojego telefonu. po kilku próbach się dodzwania. i ach! pan agent właśnie ku nam jechał, gdy wyjeżdżając ze stacji benzynowej został staranowany przez złego sprawcę, który następnie uszedł z miejsca zdarzenia. i teraz biedny pan agent czeka w skwarze na policję, szuka świadków i ogólnie ma pandemonium. i od ponad godziny nie znalazł chwileczki, żeby uprzedzić, iż nie dotrze.

szczerze? nie kupuję. przy budowie domu każdy inwestor uczy się takich śpiewek na pamięć: kiedy wykonawca umawia się na spotkanie albo termin rozpoczęcia robót, ale nie przyjeżdża i w ogóle nie można się z nim skontaktować, bo jak się wkrótce okazuje "ma zepsuty telefon" lub "ukradli mu aparat" lub też "musiał zawieźć teściową do szpitala", "nie miał z kim dziecka zostawić, bo żona musiała wyjechać na delegację" oraz obowiązkowo, ale to bezdyskusyjnie "zepsuło mu się auto" łamane przez "był już w drodze, ale miał stłuczkę".

media ostatnio burczały, że bezrobocie spada, po pośredniakach mnóstwo ofert pracy, a robić nie ma komu (w sensie fachowców brak). z biurami nieruchomości jakoś podobnie - niby zabiegają, żeby umieścić dom w swojej ofercie, a potem tak jakby tracą zainteresowanie. mają tylko fachowców do pozyskiwania ofert do bazy, ale już do obsługiwania klienta i sprzedawania nieruchomości to nieteges?

ależ jestem... jakim jednym słowem można wyrazić "sfrustrowana+wściekła+bezradna"? chyba wkuhwiona pasuje.


Brak komentarzy: