wtorek, 7 lutego 2017

jak nas wzbogaca rodzicielstwo

tak nas wzbogaca, że o pieronie, nie przewidziałabym.

ja na przykład z natury jestem boleśnie szczera i prostolinijna, a moja mowa jest zgodna z zaleceniami nowego testamentu: moje tak znaczy tak, a moje nie znaczy nie. na długiej liście zawodów, do których nie mam najmniejszych predyspozycji, dyplomata znajduje się o wiele, wiele wyżej niż na przykład akrobatka cyrkowa (mam trochę lęk wysokości i zdecydowany wstręt do wysiłku fizycznego) czy  chirurg (mięknę w kolanach na widok cudzej krwi).

i taka zupełnie niedyplomatyczna ja na wczorajszym spotkaniu rodziców nie powiedziała tatusiowi naszego klasowego antybohatera tragicznego, że jest głupi cham i prostak.

a było to tak: pani wychowawczyni poinformowała szanownych zebranych, że hiperaktywny gnom ma nową diagnozę - zespół aspergera. takie cuda panie, że się przez prawie cztery lata dziecka nie dało zdiagnozować, a po naszym piśmie do szkoły się nagle dało załatwić megasuperhipersławnego diagnostę w ciągu miesiąca.i już pani chciała przejść do kolejnego punktu agendy, ale się wtrąciłam pytaniem, co w związku z tym? czy to całość diagnozy? czy są jakieś zalecenia do pracy z gnomem? czy ma orzeczony specjalny tryb kształcenia? czy przewidziano szkolenia dla naszych dzieci, jak wobec gnoma postępować? a dla nas rodziców? czy będzie miał asystenta nauczyciela? na co głupek, cham i prostak, to jest tatuś gnoma zaczął na mnie krzyczeć, że co mnie to obchodzi i jakim prawem śmiem w ogóle pytać o coś, co dotyczy jego dziecka (dla jasności - rodzice gnoma podpisali zgodę na informowanie otoczenia o przypadłości swej pociechy).

wśród licznych wad mam również brak cierpliwości do głupich ludzi, ale staram się nad sobą pracować, więc postanowiłam głupiemu chamowi kulturalnie wytłumaczyć. czy muszę dodać, że ciężko jest coś kulturalnie wytłumaczyć głupiemu chamowi, który krzyczy? naszła mnie przy tym refleksja, że asperger aspergerem, ale trudno, żeby dziecko nie było agresywne, jak wynosi z domu takie wzorce. no bo jak może wyglądać komunikacja chama z najbliższą rodziną, kiedy nie ma zahamowań, żeby krzyczeć publicznie na obcych ludzi, którzy próbują z nim prowadzić spokojną, rzeczową rozmowę?

niestety, pomimo niewątpliwej korzyści, jaką jest rozwinięcie zmysłu dyplomatycznego i poprawa samokontroli, wyszłam z wczorajszej wywiadówki w poczuciu bezsilności i osamotnienia. dyrekcja szkoły patrząc mi prosto i głęboko w oczy, skarży się, że gnom stanowi problem, szczególnie że klasa tak trudna, a gnomowi rodzice agresywni i roszczeniowi, by następnego dnia w oficjalnej odpowiedzi na nasze pismo stwierdzić, iż rodzina współpracuje, gnom jest przecież kulturalny (bo nie przeklina. czujecie? bije dzieci, rzuca się nauczycieli i pokopał pana policjanta na pogadance o znakach drogowych, ale kurwa nie przeklina, więc w czym problem?), a poza tym dostarcza "państwa dzieciom, które są wolne od problemów, możliwości rozwijania empatii". nie wymyśliłabym takiej figury, przysięgam. dziewczynka ze zdiagnozowanym mutyzmem, dwójka z padaczką, co najmniej piątka wychowywana przez samotnych rodziców, drugie tyle w rodzinach patchworkowych, pół klasy z potwierdzonymi pieczątką stanami lękowymi itp. to są dzieci wolne od problemów, którym rzeczywiście najbardziej w szkole brakuje okazji do rozwijania empatii...

nowo nabyte umiejętności dyplomatyczne sprawiły, że dyrekcji też nie powiedziałam, co o niej myślę. dopytałam się tylko o te szkolenia, asystenta, możliwość stworzenia klasy integracyjnej itp. pokiwałam ze smutku głową, nawet nie skomentowałam tradycyjnego pokrzepienia "pani się za bardzo przejmuje,bo
pani ma jedynaka" i bardzo delikatnie zamknęłam za sobą drzwi.

a teraz siedzę i myślę. myślę sobie na przykład, że jeśli to przeczyta rodzic jakiegoś dziecka z aspergerem, to pewnie pomyśli: co za niedouczona, nietolerancyjna baba. no więc niestety, ze mnie uchodzi cała tolerancja na widok małego ucha, z którego płynie krew, ponieważ gnom z aspergerem miał fantazję złapać kolegę za głowę i uderzyć nią o kant szafki. a wszystkie uczone argumenty tracą dla mnie wagę, kiedy słyszę od gnomowej matki, że ona nie zamierza gnoma wozić do terapeutów, bo ma jeszcze inne dzieci i jest zajęta. wtedy myślę już tylko o bezpieczeństwie swojego dziecka - żeby następne rozkrwawione ucho nie było przyczepione do jego głowy. bo cytując bohatera filmu, którego tytułu nie pamiętam: "moje dziecko jest dla mnie bogiem".

dlatego pomyślę o tym jutro. i pojutrze. i każdego dnia, dopóki czego nie wymyślę.



4 komentarze:

Dżoana pisze...

Hm, chyba tylko pismo z prosba o porade do kuratorium zostaje jako ze szkola jest niedoinformowana/ niechetna eykonywac co powinna.... Ewentualnie jeszcze sprawa dla reportera...

wersja druga poprawiona pisze...

ależ szkoła ma pełne segregatory potwierdzające, że wykonuje absolutnie wszystko. a że nic z tego nie wynika? taki system.
jak ściągnę reporterów, to zapewne od razu mogę Juniora przenosić do innej szkoły, a to jest ostateczna ostateczność. jak będę musiała Go przenieść, to już się nie będę szarpać z redaktorami - wystarczy mi własnego stresu z zestresowanym dzieckiem :(

mam taki pomysł, żeby zebrać podobnie myślących rodziców i wystosować do szkoły pismo, że nie zgadzamy się, aby nasze dzieci były zmuszane do "integrowania się" z wiadomo kim przez siadanie z nim w ławce, wykonywanie zadań w parze/grupie, granie w gry zespołowe, bawienie się na przerwach itd. skoro ja z obawy o bezpieczeństwo Juniora każę mu się trzymać od tego chłopaka z daleka, to nikt nie powinien wchodzić w moje rodzicielskie kompetencje i wymagać od niego zbliżania się, tak? już widziałam, że jak żeśmy raz trzasnęli pięścią w stół, to coś drgnęło (jest konkretna diagnoza), więc musimy walić raz za razem, żeby szkoła i rodzice chłopaka widzieli naszą determinację.

rodzice dwojga dzieci z klasy uważają, że "przesadzamy" (nb: ojciec chłopca, który też się ciągle wdaje w bójki i matka dziewczynki, która się "nie boi, bo jej nigdy nic nie zrobił") - więc niech się ich dzieci z nim integrują.

teraz będzie chwila spokoju, bo zaraz ferie, ale potem cherubinkowi się kończy zwolnienie z wf i zgodnie z zaleceniami poradni będzie się - jego mać - integrował z klasą na wuefie, gdzie zawsze dochodzi do największej zadymy.

Anonimowy pisze...

Myślę, że masz ciężki orzech do zgryzienia. Bo a nóż szkoła rejonowa? I nie ruszą - przede wszystkim szkoła bo nie może. Przeszłam tą drogę w podstawówce córki. I niestety dzieci - rozwalające klasy, przeszkadzające się innym uczyć, stosujące przemoc - czasem z wyboru czasem z choroby są nietykalne. Szczególnie jak ich rodzice nie chcą pracować/przyznać racji/przenieść dziecka do innej placówki. Cud, że ci pojawili się na wywiadówce, więc odpada opcja nie interesowania się.
Mieszkam w centrum miasta wojewódzkiego, ale podcentrum gdzie 90% żyje z zasiłków. Teraz im się standard po 500+ poprawił i "wychowują" kolejne pokolenia na 500+ (ja kurczę mierzę siły na zamiary i nie liczę na nic od RP tonącej w długach). Jak chłopcy kopali dziewczynki w czasie przerwy - i nie było to kopnięcie w łydkę tylko w plecy lub spychanie ze schodów z tornistrem do szkoły zostałam wezwana JA. Bo dziecko nie przyniosło na plastykę wydmuszki, - miły kolega kopiąc tornister córki na jej plecach rozwalił sztywne opakowanie po wacikach i wydmuszkę. Drugi zarzut: Błagam nie śmiejcie się. Córka na lekcji plastyki malowała pędzelkiem nie wacikiem. Poruszając NIEproblem dzieci, które robią co chcą i łącznie z rodzicami, którzy nie liczą się z nikim, mogę dać tylko jedną radę. Zmieńcie szkołę. My tak zrobiliśmy. Jeszcze p. Dyrektor pytała się dlaczego. bk
P.S. Nie pamiętam w której klasie jest obecnie Junior, bo cofnęłam się w wątkach daleko, ale nie było, a tu znajomi, żeby im internetu nalać do wiadra, rozliczyć PIT, itp. Pozdrawiam i zdrowia życzę mocno, mocno Cię i Kocię, tak żebyś czuła jak te uściski przesyłam. wy/raz

wersja druga poprawiona pisze...

Wy/raz - problem jest w szkole rejonowej i tak jak u Twojej córki w szkole – dziecko stwarzające zagrożenie jest nie do ruszenia, szczególnie dopóki rodzice chociaż sprawiają pozory dzialania (jak alimenciarz, co okazuje dobrą wolę, wysyłając dziecku 10 zl na kwartal zamiast zasądzonych alimentów), i to ludzie "ktorzy się przejmują" muszą zmieniać placówkę. współczuję przeprawy ze szkołą córki. Junior jest w czwartej klasie i jeśli likwidacja gimnazjów wejdzie w życie, to znaczy, że będziemy się z gnomem wozić jeszcze cztery lata :( jeszcze mam nadzieję, że zostanie na nauczaniu indywidualnym przynajmniej do wakacji, a potem... liczę na pomyślny obrót spraw na innych frontach, bo to by wiele ułatwiło.