czwartek, 24 listopada 2016

jakim cudem już jest czwartek?


dopiero co był poniedziałek rano, a tu już połowa parszywego tygodnia. parszywego, gdyż piję czarną kawą. piję czarną kawę, gdyż kawa z mlekiem - pardą: napojem - sojowym smakuje tak ch...o, że już bym wolała wodę z kałuży. a nie mogę pić kawy z normalnym mlekiem, gdyż w przeciwieństwie do ludzi, którzy "nie martwią się rzeczami, na które nie mają wpływu"* bardzo się nimi "martwię"**, ponieważ zazwyczaj one mają wpływ na mnie. na przykład bardzo na mnie wpłynął film pokazujący techniczne aspekty produkcji mleka. dobra, nie miałam złudzeń, że mućki brykają po zielonych łąkach jak w reklamie milki, ale jednak bliższe poznanie kilku aspektów tzw. hodowli bydła mlecznego sprawiło, że po prostu nie mogę i po prostu muszę coś zmienić - na miarę swoich niewielkich możliwości w mojej małej rzeczywistości (bo owszem na metody hodowli bydła mlecznego nie mam wpływu, jego mać).

więc na razie piję tę ...oną czarną kawę. plus jest taki, że bez trudu zeszłam z 4 dużych kubków do jednej niepełnej filiżanki dziennie. powiedzmy sobie szczerze - to nie jest napój, który bym piła dla przyjemności. właściwie to już tylko z przyzwyczajenia. i dlatego, że mam zajeśliczne filiżanki.

bardzo chętnie wyeliminowałabym sobie z diety resztę produktów otrzymywanych z mleka i mięsa, ale niestety chleb z marchwią mi nie wchodzi (dobra, zmyślam, nie próbowałam, ale i tak idę o zakład, że byłby dużo smaczniejszy niż tofu i hummus. ja p...lę, chyba trzeba mieć naprawdę wyrafinowane podniebienie, żeby to odróżnić od solonej tektury. albo po prostu trzeba się porządnie przegłodzić - ale żeby się TAK porządnie przegłodzić, to bym musiała jadać jeden posiłek na dwa dni. też niezdrowo). no i jeszcze muszę przecież dbać o swoją morfologię, bo chociaż osobiście byłam bardzo dumna z ostatnich wyników, pani dochtór mnie pozbawiła złudzeń bezwzględnym "no szału nie ma" - szczególnie jak na dwa miesiące intensywnego wzbogacania diety farmaceutykami, zieloną pietruszką, szpinakiem itp. podobno obiad z wołowiną raz w tygodniu to ciut mało.

na razie więc piję tę **oną czarną kawę, a krojąc wołowinę w paski lub w kostkę mamroczę po cichu: "przepraszam, siostro krowo, bracie byku, za cierpienie, którym zapłaciliście za mój posiłek. przepraszam i dziękuję". zresztą świnie, kurczaki i indyki też przepraszam. jeśli mnie nikt nie przyuważy i nie skieruje do zakładu zamkniętego - co jest bardzo mało prawdopodobne, bo przecież nie gotuję na mostach i molach, jak jakiś makłowicz, tylko w zaciszu własnej kuchni - to mogę zapoczątkować nową religię animalistyczną. no dobra, na początek skromną sektę: przepraszarian kulinarnych.

naprawdę, bardzo mi przykro, że jestem człowiekiem. czy może raczej, że my ludzie jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. także sory, Bóg, ale jeśli jesteś, to masz u mnie wielkiego minusa.


*właściwie jak bym tak codziennie rano pogadała z kimś, kto "się nie martwi sprawami, na które nie ma wpływu", to bym mogła całkiem zrezygnować z kawy! tylko nie wiem, czy bym wtedy nie musiała zacząć A. podkradać tabletek na nadciśnienie...

**nie, nie martwię się. tak naprawdę to się wk...m do białej gorączki, ale nie wiem, jak zamieścić ostrzeżenie, że na stronie padają niecenzuralne określenia, więc będę ich unikać ;)


5 komentarzy:

Dżoana pisze...

Sojowe tez mi nie wchodzi, ale sprobuj moze kokosowe albo midgdalowe? Mnie migdlaowe bardzo bardzo....

wersja druga poprawiona pisze...

z kawą? widziałam migdalowe w sklepie, ale takie drogie, że i tak będę sobie musiała limitować do jednej filiżanki dziennie. takiej małej od espresso :(

Dżoana pisze...

A co do wynikow, sok z buraka hemoglobine i zelazo robi lepsze niz mieso.

Dżoana pisze...

Ponoc wszystkie roslinne mozna samemu zrobic. Poszukam przepisu, gdzies na FB mialam....

wersja druga poprawiona pisze...

To ja poproszę te przepisy jak znajdziesz. Buraki też jem.

BTW, odbierasz pocztę na googlemail?