poniedziałek, 28 marca 2016

wiosna (oraz zwaliło mi się niebo)


u sąsiadów kwitną czereśnie. na kwiatach uwijają się pszczoły.













w "naszym" lesie kwitną przebiśniegi, czy coś.













z okazji świąt zażyczyłam sobie obejrzeć ostatniego Bonda (Spectre). boszzzzzzzz, ale zepsuli. pomysł na fabułę, krótko mówiąc, równie udany jak pomysł na tytułowy utwór muzyczny, czyli żal. po mrocznym i małomównym Jamesie ze Skyfall nie zostało ani śladu. autorzy postawili w zamian na zdrową dawkę humoru na poziomie ostatnich sequeali Szklanej pułapki i wyszło - a jakże - tanio. naprawdę się bałam, że w końcowej scenie James pomacha z samochodu i rzuci bon motem w stylu "hasta la vista, Kju". naprawdę nie czepiałabym się, że akcja taka raczej mało prawdopodobna, bo w końcu to jest Bond, a nie paradokument, ale dlaczego kazali mu się zakochać w najbrzydszej dziewczynie ever? A. jej próbował trochę bronić, ale jak przyszła na kolację w warsie w tych tłustych lokach, z długimi odrostami i fatalnie dobraną szminką, to nawet on dał za wygraną. także ja Daniela rozumiem, że już więcej nie chce Bonda grać - szkoda jego gry na takie gnioty.


Brak komentarzy: