czwartek, 26 listopada 2015

strach się bać


tu miał być śmieszący mnie wpis o tym, jak spotkałam u okulisty poetkę, która mi czytała na zmianę swoje wiersze (było lato, piękne lato/byłeś ty i byłam ja/ było słońce, piękna plaża/ byłeś ty i byłam ja...) i przepisy kulinarne (gęsinę pani jadła? bo mam taki przepis na pieczeń z gęsi. gęś umyć w zimnej wodzie i przez cztery godziny moczyć...). ale mi coś mało do śmiechu.

oglądam sobie wieczorami serial horrorystyczny na TVPInfo. pod nalewkę z pigwy, bo tak całkiem na żywca za bardzo się boję. zaczęło się chyba,  jak zrobili ministrem mon-u paranoika, co kampanię przesiedział w szafie. a potem to już z górki: beneficjent prezydenckiej łaski na koordynatora służb, specjalista od sprzedawania przekrętów ciemnemu ludowi na wiceministra kultury, peezel (czy tylko mnie przeszkadza, że wszyscy ludowcy mówią, że są z peezelu?) wykopane z prezydium sejmu i tańcząca między ławami profesor poseł, co to dla niej i ofiary gwałtów są szmatami, i unijne flagi takoż...

(w międzyczasie krucjata pod teatrem i zapowiedzi absurdalnych zmian w szkolnictwie - sześciolatki znowu do przedszkoli, najwyżej się trzylatki nie zmieszczą, ale oj tam - niech siedzą z matkami w domu. przynajmniej się matkom utrwali, gdzie ich miejsce. ponowna rewolucja gimnazjalna - szczególnie się ucieszą gminy, które przez 15 lat dostosowywały infrastrukturę do wymogów poprzedniej reformy. więcej lekcji historii - najlepiej kosztem informatyki, bo wiadomo, co te gnojki wyczytają w tych komputerach? na bank różne wywrotowe treści. można by też przyciąć lekcje wuefu, żebyśmy nie mieli za zdrowego społeczeństwa, bo to tylko kłopoty z długowiecznymi emerytami. i języków obcych,  żeby nam podatnicy nie uciekali. lepiej im utrudniać od skorupki. a w miejsce tych przyciętych lekcji można by rozszerzyć programu nauczania biologii o podstawy kreacjonizmu jako teorii równorzędnej wobec ewolucji Darwina. to tak na początek.)

a wczoraj uchwała o nieważności uchwały. ja się nie znam na konstytucji, więc chętnie słucham tych, co się podobno znają. a oni mówią, że przecież poprzednia miłościwie panująca ekipa rządząca jako pierwsza namieszała w przepisach o TK, więc nie ma co teraz rozdzierać szat. zaczęłam się więc zastanawiać - czemu mi dyndało, gdy poprzednia ekipa mieszała w przepisach o TK, a teraz muszę oddychać do papierowej torebki? czyżbym łykała propagandowe przekazy tendencyjnych mediów jak młody pelikan paprykarz szczeciński? nie, no jednak nie. politycy, którzy nie robili tego, co naobiecywali, bo lubili ośmiorniczki i ciepłą wodę w kranie, byli irytujący (eufemizm). z pewnością okradali i marnotrawili, naciskali i ulegali naciskom, rozgrywali i wykorzystywali, nosili za drogie zegarki i wuj wie, co jeszcze...  ale oni sobie cenili status quo: dobre menu i ciepłe kąpiele. nie bałam się, że wypowiedzą wojnę Putinowi, zaprowadzą cenzurę, przeprowadzą jeszcze jedną lustrację, zniosą konstytucyjną równość płci i zasadę niezbywalności praw nabytych, ustanowią podatek od bezdzietnych, gejów i singli, przywrócą karę śmierci (przede wszystkim dla propagujących aborcję i antykoncepcję), zdiagnozują wszystkich oponentów jako osoby cierpiące na schizofrenię bezobjawową, wypiszą kraj-raj z unii i zabiorą mi paszport, uchwalą, że nieopłacanie abonamentu radiowotelewizyjnego stanowi dowód na wspieranie niemiecko-rosyjskiego kondominium  i tak dalej... a teraz się boję, serio serio. bo co to takiemu prezesowi rzucić na szaniec pokolenie czy dwa i cudzym kosztem zapisać się na Kartach Historii Świata? demografia i gospodarka z czasem nadrobią straty, a miejsca na kartach - raz zdobytego - już mu nikt nie odbierze. a już co tam będzie dokładnie napisane... pfff o dmowskim czy piłsudskim też się różnie mówi, nie? ale swoje ulice mają w każdym mieście powiatowym. a na przykład kardynała Richelieu zawsze w filmach grają całkiem przystojni mężczyźni. czyli mu się opłaciło, tak? mówię wam - lepszy zdrowy psychicznie złodziej niż rewizjonistyczny paranoik z manią wielkości, ale za to bez prawa jazdy i konta w banku.


p.s. dostałam materiały referencyjne do zlecenia. 948 megabajtów danych w postaci nieskatalogowanych, nieopisanych i słabo czytelnych zdjęć stron z różnych książek. najpierw się utopię, potem zastrzelę, potem powieszę, potem podetnę żyły, a potem - jak już otworzę, zidentyfikuję i odpowiednio zapiszę każdy pliczek - siądę z uśmiechem do pracy tzw. właściwej.

Brak komentarzy: