czwartek, 3 grudnia 2015

bo tak

są takie chwile, kiedy mam wielką ochotę wszystko sobie zlekceważyć. zrobić zlecenie byle jak, na odczepne. napić się wina z rana, chociaż w południe powinnam gdzieś pojechać. nie odpowiedzieć na ważnego maila. włożyć różowe skarpetki do białego prania. i w ogóle się wypiąć. bo tak.

nie wiem, siądę może między kotami na dywanie, posłucham jak mruczą i znowu mi przejdzie. zawsze przechodzi.

takie mam to życie szalone inaczej, że nawet potencjalne szaleństwa, jakie mogłabym popełnić, to ziew, ziew i bryndza. i ziew. nie wiem, herbatę posłodzić białym cukrem zamiast miodu? odlot. no jestem po prostu odpowiedzialna, poukładana, pragmatyczna i zorganizowana do bólu hemoroidów... i czego ja narzekam? źle mi z tym? źle mi z tym, że mam w szafce w pralni dwa estetyczne pojemniki z wieczkiem i na jednym stoi napisane "proszek do tkanin białych" a na drugim "proszek do tkanin kolorowych"? noszkurdę, jakby nie wystarczyło "białe" i "kolor"? przecież te pojemniki są przezroczyste, więc widać, że mam w nich proszek. litości! w dodatku napisane markerem permanentnym, więc przepadło - już tak zostanie na wieki wieków ament. ale co, źle mi z tym? naprawdę nie mam większych problemów? dobra, chwilowo praca mnie nudzi a szef irytuje. i wczoraj poszliśmy z okazji urodzin A. na obiad do restauracji, gdzie szef kuchni z przypraw uznaje tylko sól. jakby mu tam gesslerowa wjechała z lokowaniem prymatu, to by chyba umarł od feerii barw i zapachów, ale chłopakom smakowało, więc co ja się irytuję? 

nie wiem, nie wiem, może sobie dla urozmaicenia przemieszam te proszki w pojemnikach? tak że w ogóle nie będę wiedziała, jaki proszek gdzie? i wtedy wyciąganiu prania z pralki będzie towarzyszył dreszcz nieznanych emocji? no ale jeśli się okaże, że w ogóle nie ma różnicy,  w jakim proszku co piorę, to czy moja egzystencja nie stanie się jeszcze bardziej jałowa i w ogóle?

westch. dobra, idę. wirowanie się skończyło.


Brak komentarzy: