środa, 3 grudnia 2014

strumień świadomości


moje koty nie są nauczone schodzić z drogi. jak święte krowy. bywa to źródłem problemów, kiedy mnie weźmie ciemną nocą na spacery po mineralną albo kiedy wędruję z kuchni, niosąc w każdej ręce po jednym kubku z gorącym napojem (żeby nie wstawać co pół godziny od kompa).

ciekawe, czy dało by się je nauczyć, żeby się odsuwały na hasło "idzie się!". podobno tak się anonsowali przechodnie w średniowiecznych miastach, bo inaczej groziło im oblanie pomyjami z okna, gdyż wobec braku kanalizacji pomyj pozbywano się naonczas metodą defenestracji. podobno. tak w każdym razie opowiadał pan dyrektór mojej szkoły podstawowej, gdy raz miał zastępstwo z moją klasą. wówczas chyba szóstą. pan dyrektór miał mir i podobno za karę bił chłopaków paskiem po tyłkach w czeluściach swojego gabinetu, takie to były czasy.

po nim nastała pani dyrektór, która nie wzbudzała szacunku, a to dlatego że była głupia i strasznie krzyczała. żal to mówić o siostrze w płci, ale taka prawda. nawet siedmioklasiści ją dostrzegali. pewnie została panią dyrektór, bo należała do jakiegoś aparatu.

znałam jednego prezesa, co został prezesem wielkiej spółki telekomunikacyjnej, bo miał korzenie solidarnościowe. był naprawdę uroczy, ale czasami ciężko to było dostrzec, bo urok przesłaniały braki w intelekcie i wykształceniu. i doprawdy nie chodzi mi o to, że na szminkę mówił śminka,  na wiezienie - więźnia.  to był zaledwie akcent humorystyczny.







Brak komentarzy: