wtorek, 16 grudnia 2014

podsumowanie


tak, tak, mówiłam, że w życiu bym tego nie wybrała na singiel i w ogóle, ale tak się składa, że wbrew pozorom nic mi lepiej nie pasuje do podsumowania roku.

albowiem dwa tysiące czternasty był łaskaw*. nie wystawiał na próbę moich umiejętności surwiwalowych** – przesadnie ani w ogóle wcale. zero pozwów sądowych do wygrania, zero przeprowadzek do ogarnięcia, zero poważnych transakcji do zawarcia, zero rodzinnych traum do przeżycia. w porównaniu do kilku lat poprzednich - lajtowy spacerek przez skwerek.

do tego mnóstwo pozytywnych wydarzeń i drobiazgów. wyjazd z ill na koncert Mistrza. i A. mówiący "no to weź jedno z tych kociąt, przecież widzę, jak na nie patrzysz". i kiedy Junior postanowił wyjechać na obóz (a mnie prawie pękło serce, gdy w siódmym dniu rozłąki mój mały Synek dzwonił i łkając, wyznawał mi miłość i tęsknotę nie do przeżycia) i wrócił z niego taki dużym chłopcem.  i szczęśliwy koniec remontu u Mamy...

co prawda nie wynegocjowałam z naczelnym podwyżki, ale przynajmniej osiągnęłam taki poziom zdolności dyplomatycznych, że nie przyznałam się, że w sumie to mogłabym tę robotę nawet za darmo wykonywać. nie sprzedałam też domu, ale tu się tak rozleniwiająco wygodnie mieszka, że nie mam żalu.

dwa tysiące czternasty był dobry. w tym cudownym znaczeniu niedocenianego przymiotnika. odpoczęłam. miałam czas i okazje, żeby się podelektować. zawarłam kilka zaskakujących przelotnych znajomości. rozkochałam się ogniście w tych, których kocham. o ile jestem w stanie ocenić, nie wbiłam nikomu noża w serce ani w plecy, a nawet nie specjalnie szastałam szpilami***.

i mam takie ciepłe, rozkołysane wewnętrzne poczucie: i am whole****.




* nie umiem się zdecydować, czy jestem przesądna czy nie jestem. ale jeśli jestem, to strasznie kuszę los takim wyznaniem na 15 kartek przed końcem kalendarza ;).

** stąd "wbrew pozorom".

*** chociaż jak bym się tak spięła, to jeszcze dam radę.

**** i w ostatnich wersach wszystko staje się jasne. poza tym jestem prostą dziewczyną i lubię piosenki z oczywistym rytmem, gitarę jak z the cure i Trentowe chórki. mniam.



Brak komentarzy: