środa, 14 września 2016

wrzesień, uff

kupiłam magazyn wnętrzarski (zawierający mnóstwo reklam i pięknych zdjęć z brzydkimi przedmiotami. widać jak coś jest dizajnerskie, to już nie musi być ładne. nadrabia tą dizajnerskością za wszystkie inne niemane zalety) i serce mi zamarło: numer październikowo/listopadowy! bieżącego roku. ale na szczęście uffff... to nie mnie zginął jeden miesiąc, tylko redakcji czy tam dystrybutorom się kalendarze popsuły.

życie jest fajne. to prawdziwe. nie to w necie, czy na fejsie. serio. inna sprawa, że zabiera mnóstwo czasu, więc jak się odrobinkę wygospodaruje, to go szkoda na siedzenie w necie i takie tam.


w von Hrabiowitzach szaleje choroba bostońska, ale póki co Junior nie przywlókł. ja natomiast poszłam do lekarza z bolącymi rękami i wróciłam z anemią! czułam, że tak będzie: człowiek chodzi zdrowy i prawie nic mu nie dolega, dopóki się nie zada ze służbą zdrowia. bo jak się raz zada, to już ona dopilnuje, żeby mu tam coś wyszukać...



Brak komentarzy: