wtorek, 14 marca 2017

lajk e maszin

no naprawdę coś mi się musiało w środku przełączyć. jakaś wajcha się przestawiła, jakiś guziczek przypadkiem wcisnął?

dziś na przykład musiałam wstać o 4:15 (czyli właściwie jeszcze wczoraj), aby podrzucić A. do cywilizacji w związku z wyjazdem w delegację. po powrocie liczyłam na parę kwadransów snu, ale ledwie mi się udało powieki skleić, przydreptał Junior - nietypowo rześki tak wcześnie przed budzikiem - z pytaniem, czy skoro już się obudził, to może mi opowiedzieć, co mu się śniło. nie pozwoliłam, ale jak można się spodziewać, z drzemki już nic nie wyszło.

normalnie - czyli jeszcze pół roku temu - po takiej dawce (dawciuni) nocnego snu powinnam się dziś snuć jak smród po gaciach, niezdolna do złożenia w sensowną całość rymowanki o kocie na płocie, a tymczasem niezwykle wydajnie składam tekst prozą na temat najnowszych wynalazków biotechnologicznych. i zaraz będzie ten hours straight, jak Neo w matriksie. bez wspomagania kofeiną, no chyba że w kakao też jest, ale ile może być kofeiny w jednej łyżeczce kakao? (próbowałam to kakao odmieniać, jako dopuszcza nowy słownik poprawnej polszczyzny, ale chyba jeszcze muszę z dekadę poczekać, zanim mój mózg się pogodzi z formą w kakale, choćby w najpotoczniejszym języku. to nawet nie ma wyglądu, pffff).

co prawda ziewam, kark mi sztywnieje i raz na godzinę muszę sobie puszczać głośno jakąś wesołą, dobrze wyprodukowaną piosenkę pop, ale duch, tj. intelekt, w mym wątłym ciele funkcjonuje, że ho ho. no chyba że jutro przeczytam, com dziś napisała, i trzeba będzie rewidować wnioski, c'nie.


Brak komentarzy: