czwartek, 18 lutego 2016

co tam panie w polityce?


w krajowej głównie teczki tewu Bolka. ipeenowscy archiwiści mówią, że znaleźli graala w postaci bolkowej lojalki, natomiast Lechu się zarzeka, że niczego takiego na świecie być nie może. a co ja na to? szczerze? w dupie mam, że Lechu był Bolkiem i co podpisywał. rozumiem, że dla rodzin Ofiar peerelu to jest bardzo bolesna kwestia, że Jaruzelski z Kiszczakiem i kolegami nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności, ale na tyle dużo z peerelu pamiętam, że potrafię sobie wyobrazić dużo gorszy rozwój wydarzeń niż bezkrwawa kohabitacja z czerwonym układem potajemnie pociągającym za sznurki (o ile rzeczywiście jakiś układ jest i pociąga). i wolałabym jechać w jednym przedziale pendolino z Lechem i jego lojalką niż z tymi ociekającymi marzeniami o rozliczeniach i wszechlustracji publicystami, historykami i wszelkiej maści moralistami. ludzie, czas się otrząsnąć z przeszłości i zacząć myśleć o tym, co przed nami...

my chyba jesteśmy źli jako gatunek. całe homo sapiens. coś w nas jest takiego, że nie możemy przestać kopać pod innymi dołków, nawet mając świadomość, że w końcu sami w nie wpadniemy. patrz: Brexit. komuś to w ogóle wyjdzie na dobre? ale rozumiem, serio. też tak mam. kiedy czuję, że ktoś krzywdzi lub wykorzystuje mnie albo kogoś mi bliskiego, to uważam, że nie ma dla sprawcy kary zbyt surowej. i najchętniej stosowałabym natychmiastową defenestrację - wuj tam, że do nogi delikwenta jest przywiązany sznureczek zamocowany do mojego zęba. najwyżej będę szczerbata. i mądra po szkodzie. na podmiot tak duży jak cały naród opamiętanie też w końcu musi spłynąć, ale raczej to już będzie musztarda po obiedzie i dziecko po kąpiel...
 
zresztą co tam naród. weźmy taką partię Razem. ja się nawet zgadzam z wieloma postulatami, które mają na sztandarach, ale mierzi mnie, że do nikogo się z tymi postulatami nie przysiądą, żeby może coś ważnego dla ludzi załatwić teraz natychmiast. nie, oni przede wszystkim pilnują, żeby etosu nie zbrukać i zostać taką czystą ideowo lewicową dziewicą przez koniunkturalne układy nietkniętą. tymczasem jeśli już za coś Lecha cenię, to właśnie za to, że z czasem pojął, że nie warto iść drogą "panu to ja mogę nogę podać", bo ona donikąd nie prowadzi. ale może nie mam kręgosłupa moralnego...

w ogóle w lewicy mnie irytuje to ciągłe gadanie o redystrybucji. ja już w redystrybucję dawno przestałam wierzyć. cały światowy system gospodarczy jest zły, bo bazuje na fundamentalnie krzywdzącym sposobie dystrybucji (dochodów, korzyści, wartości czy co tam komu do koncepcji filozoficznej pasuje). czytam na przykład ranking najlepszych prezesów świata: pierwsze miejsce zajmuje prezes koncernu farmaceutycznego, który równocześnie plasuje się na ostatnim miejscu w zestawieniu wynagrodzeń prezesów. facet bierze na rękę mniej niż prawie tysiąc innych menedżerów, którzy zakwalifikowali się do rankingu, ale prowadzą firmy gorzej od niego (czyli właściwie nie zasłużyli na te swoje miliony, co nie?), a przy tym przyznaje, że i tak w ciągu roku zarabia więcej niż jego podwładny przez całe życie. a przecież jego podwładnymi nie są kasjerki z biedronki, tylko wysoko wykwalifikowani inżynierowie, którym pewnie sen z powiek spędza dylemat, czy zamówić se nowe volvo już teraz, czy poczekać na premię kwartalną i jednak wyżyłować na tablicę rozdzielczą z egzotycznego drewna.... nic mnie nie przekona, że praca wykonywana przez Jobsa, Buffeta czy Trumpa ma wartość dziesiątki, setki tysięcy a nawet miliony razy większą niż praca gości przykręcających śrubki w ajfonach czy sprzątaczek w Berkshire. a żyjemy w świecie, w którym normą są takie właśnie dysproporcje w zarobkach. inny przykład: bohaterki radiowego reportażu przekonywały dziś, że ludzie w Indiach pracują w skandalicznych warunkach, żebym mogła sobie kupić bawełnianą koszulkę w promocji za marne 20 złotych. jestem święcie przekonana, że to nie w cenie koszulki jest problem, ale w tym, że lwia część zysków z niej idzie na kolejny jacht dla prezesa odzieżowej sieciówki albo na nowy odrzutowiec jakiegoś latającego za piłką półgłówka, którego tenże prezes umyślił sobie kupić za ciężkie miliony dla ulubionego klubu futbolowego. gdyby tymczasem indyjscy farmerzy dostawali za swoją pracę uczciwe wynagrodzenie, to prezes - bidulek - musiałby się pewnie ograniczyć do nowego saaba co dwa lata i abonamentu na lożę dla vipów na stadionie...

mać, nakręciłam się z wieczora i teraz nie zasnę... Niemen nie miał racji: ten świat nie jest dziwny, on jest po prostu zły. bo homo sapiens jest nienażarty.

i w dodatku nie umie składnie wyrazić swojego oburzenia, quod erat demonstrandum.





Brak komentarzy: