czwartek, 7 lipca 2016

[zaległości cz. 2]

 
co tam panie w polityce. w zagranicznej głównie brexit. bardzo współczuję brytyjczykom. serio. dość liczna grupa, której liczebność nie przekłada się niestety na mądrość - bo tak to już jest z reguły ze stosunkiem ilości do jakości - zafundowała im  demolkę przyszłości na parę pokoleń do przodu. współczuję im prawie tak mocno jak sobie i reszcie polaków, bo jednak pis może kiedyś przegra wybory (jeśli popełni jakiś błąd przy reformowaniu ordynacji wyborczej), a jak wyspiarze raz wyjdą z unii, to głupio im będzie prosić, żeby ich znowu przyjęła z powrotem za parę lat, c'nie. więc powinnam im nawet współczuć bardziej, ale współczuję jedynie prawie tak mocno jak sobie, a to z tego powodu, że jednak bliższa ciału koszula i wiadomo, że żaden ból mnie tak nie boli, jak własny. (oraz jeszcze mnie boli, że firefox po ostatniej aktualizacji ustawił sobie gdzieś jako język domyślny angielski i teraz mi wszystkie słowa w bieżącej notce podkreśla na czerwono, w dodatku  wężykiem wężykiem, a to wcale nie są żarty).

jak można wywnioskować, jestem euroentuzjastką, czy może dokładniej: euroostrożnąoptymistką. wierzę w szczytne ideały wolności przepływu prawie wszystkiego oraz że zgoda buduje. i naprawdę nie mam problemu z germańską hegemonią. niemcy stworzyli państwo prawa, silną gospodarkę, która funduje zasiłki na dzieci z bieżących wydatków, zamiast zapożyczać się u praprawnuków, bardzo kuszącą stawkę minimalną, nowoczesne technologie i ładne samochody itp. itd. wszyscy, którzy do nich wyjeżdżają mieszkać, pracować i żyć sobie chwalą, więc chyba nie jest ta niemiecka hegemonia taka zła. posunęłabym się nawet do takiego oportunizmu, że za cenę bezpiecznego życia w godziwych warunkach zgodziłąbym się przemianować EU na GH* (chociaż z tym zaproszeniem wszystkich uchodźców to angela mocno przesadziła. oj mocno).

jeśli zaś chodzi o politykę krajową, to już się przestałam złościć i prawie nie przeklinam przy serwisach informacyjnych (ponieważ prawie przestałam je oglądać). jest mi bezbrzeżnie smutno w bezradności, z jaką mogę się tylko przyglądać demontażowi, demoralizacji, degeneracji, degrengoladzie i różnych innych złych rzeczach, które dotykają moje społeczeństwo, mój  trójpodział władzy, moje media publiczne, mój  system szkolnictwa... i cały mój kraj (słusznie bowiem prawią w reklamie banku: "moje" robi wielką różnicę). najlepiej to ujęła rozczarowana profesor Staniszkis, więc pozwolę sobie zacytować: "Jest taki list napisany przez Huxley’a do Orwella z roku 1949, w którym on się chwali, że w swoich analizach uchwycił moment, którego nie ma u Orwella. Nazywa go ostateczną rewolucją, kiedy społeczeństwo jest dopasowywane do systemu władzy, łamiąc ludzi, atakując elity, obiecując nową elitę i awans, wykorzystując resentymenty wobec tych, którzy są wyżej.(...) u nas wyraźnie widoczne jest to formowanie społeczeństwa poprzez wydobywanie gorszych cech, agresji, którą się usprawiedliwia (...) Obserwujemy (...) także coś, czego wcześniej nie było, wykorzystywanie złych instynktów dla celów politycznych. Ta mieszanka jest dla mnie porażająca. Fetysz większości i mitologizacja ludu wkurza mnie bardzo".

kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy mają do czynienia z szerszym przekrojem społecznym, słyszę mnóstwo historii o osobach deklarujących z samozadowoleniem, iż głosowały na pis, a teraz - konsumując swoje pińcet plus - cierpliwie czekają, aż władza zrobi porządek. i powiedzmy sobie jasno: nie oczekują, że robienie porządku będzie polegało na dawaniu wszystkim po równo, czy nawet na dawaniu tym, co nie mają. wystarczy, że będzie zabrane tym, co mają ciut więcej. przy czym najmniej ważne jest, czy to ciut więcej ukradli czy uczciwie zapracowali. taki jest owoc atakowania elit (czyli w praktyce naszej skromniutkiej, ale ambitnie raczkującej klasy średniej), grania na resentymentach (wobec na przykład bogu ducha winnej inteligencji sprowadzonej już jakiś czas temu do wykształciuchów) i formowania poprzez wydobywanie gorszych cech.

więc po pierwsze poraża mnie dzielenie społeczeństwa. a po drugie zadłużanie go. możesz mnie, ojczyzno, nazwać komunistą i złodziejem, ale już zapowiedziałam swojemu Dziecku, że nie pozwolę, aby jego prawnuki spłacały koszt programu 500+, a jeśli jedynym sposobem, aby tego uniknąć, jest wyjazd w siną dal, to musi się jeszcze intensywniej uczyć języków obcych.

po trzecie natomiast nęka mnie lęk, co całe życie nękał moją nerwową babcię. ale o tym kiedy indziej.



*jak Germańska Hegemonia.

Brak komentarzy: